Rozdział I

Piętnastoletnia dziewczyna siedziała na łóżku. Ubrana była w stare dżinsy i białą koszulkę bez rękawów. Pod ścianą stały jej walizki z ubraniami, książkami i innym rzeczami, które miały jej się przydać w Hogwarcie. Po te rzeczy na ulicę Pokątną poszli jej rodzice, ponieważ ona mimo wszystko bała się tego co tam zobaczy. Bała się, że wpadnie w histerię, albo zacznie płakać. Na magiczną ulicę poszła tylko raz. Po różdżkę i to w dodatku z matką. Blondynka spojrzała na kalendarz wiszący na drzwiach od jej pokoju. Był już pierwszy września i właśnie dzisiaj Holly miała wyjechać do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Była ciekawa jaki stosunek będą mieli do niej nauczyciele w szkole. Czy będą wymagający? Czy ją polubią?
Z zamyślenia wyrwał blondynkę krzyk ojca. Holly spojrzała na drzwi i westchnęła cicho. Wstała i wyszła z pokoju razem z walizkami. To były jej ostatnie chwile w tym domu.
Holly oraz jej rodzice zmaterializowali się na peronie numer 9¾. Blondynka otworzyła szerzej oczy i uśmiechnęła się, gdy ujrzała przed sobą ogromny czerwony pociąg o nazwie „Hogwart Express”. Dziewczyna wzięła od ojca walizki, pożegnała się i weszła do pociągu.
Gdy tylko młoda czarownica weszła do pociągu poczuła się niepewnie. Szła powoli i małymi krokami szukając wolnego przedziału. Po mniej więcej piętnastu minutach znalazła wolny przedział. Weszła do środka i usiadła przy oknie odkładając walizki na ich miejsce. Dziewczyna oparła głowę o szybę. Westchnęła cicho. I oto była w drodze do Hogwartu. W drodze do szkoły o której jeszcze parę miesięcy temu nie wiedziała. Holly przyglądała się krajobrazowi. Teraz przejeżdżali przez jakiś las. Dziewczyna poczuła zapach sosen i usłyszała śpiew ptaków. Przymknęła oczy. Z tego co mówili jej w domu rodzice wynikało, że podróż do zamku trwa parę godzin. Przecież nic się nie stanie jak pośpię parę godzin, prawda? - pomyślała.
Nic bardziej mylnego. Już po paru minutach blondynka usłyszała krzyki i jęki pasażerów dochodzące z korytarza. Przeklęła pod nosem. Ona to miała szczęście. Nawet nie zdążyła zasnąć, a już ktoś jej musiał przeszkodzić. Holly wstała z miejsca i wyszła na korytarz. Po chwili z innego przedziału wystawiła głowę brązowowłosa dziewczyna.
- Co się dzieje? - spytała spoglądając na blondynkę. 
- Nie wiem – odparła paryżanka. - Słyszałam tyko jakieś krzyki i jęki.
- O nie! Znów to samo – westchnęła dziewczyna. - Jackie znowu straszy pierwszorocznych...
- Może pójdziemy do mojego przedziału i pogadamy? - zaproponowała Holly.
Panna Smith była z natury nieśmiała i zazwyczaj nie potrafiła kogoś zaczepić tylko po to, aby pogadać. Ale teraz sytuacja była inna. Brązowowłosa na pewno była uczennicą Hogwartu więc na pewno opowie Holly o tym jak wygląda życie w tej szkole. A na dodatek blondynka chciała się dowiedzieć kim albo czym jest Jackie.
Już po paru minutach obie czarownice siedziały naprzeciwko siebie w przedziale i rozmawiały ze sobą.
- Tak właściwie to jak ty masz na imię? - spytała Holly. 
- Jestem Meetra Fallchart – odparła brązowowłosa. - A ty?
- Holly Smith – powiedziała po krótkiej pauzie i spojrzała na Meetrę.
Dopiero teraz młoda paryżanka miała okazję przyjrzeć się nowej koleżance. Holly westchnęła cicho. Jeszcze parę lat temu właśnie tak chciała wyglądać. Dziewczyna była wysoka i szczupła, miała mocną opaleniznę, a jej długie brązowe włosy związane na czubku głowy tworzyły krótki kucyk. Oprócz tego Meetra miała na sobie mundurek szkolny na którym widniał symbol Hufflepuffu. Była tylko jedna rzecz, która napawała paryżankę zarówno zdumieniem jak i przerażeniem. Tą rzeczą były oczy Meetry. Holly nigdy u nikogo nie widziała takich oczu. Były nieprawdopodobnie szare.
W tej samej chwili Meetra spojrzała prosto na nią. Dziewczyna zadrżała lekko. Czuła się tak jakby szarooka analizowała jej mocne i słabe strony. Jakby chciała poznać każdy jej słaby punkt.
- Patrzysz się tak na każdą nowo poznaną osobę? - spytała po chwili Holly nie mogąc wytrzymać spojrzenia Meetry.Co? Oh, przepraszam – szarooka zaczerwieniła się lekko. 
- Po prostu... 
- Nie musisz nic mówić – powiedziała szybko. Nie chciała wprawić dziewczynę w zakłopotanie. - Chciałabym, żebyś mi coś powiedziała.
- Co? - Meetra otworzyła szerzej oczy.
Blondynka zmarszczyła brwi. W spojrzeniu Meetry było coś dziwnego. Jakby była pewna, że Holly zna jakąś jej wstydliwą tajemnicę. A to nie była prawda. Przecież dopiero ją poznała.
- Kim albo czym jest Jackie? - spytała panna Smith. 
- Oh – brązowowłosa uśmiechnęła się. - Jackie to osoba. Zdecydowanie.
- To dobrze. Już myślałam, że to jakiś chochlik czy elf, który atakuje uczniów w pociągu – paryżanka parsknęła śmiechem. 
- Nie...Jackie do taka niska, czarnowłosa Ślizgonka, która ma ogromnego pecha i często jeździ na deskorolce.
- Ogromny pech i deskorolka? To chyba nie jest dobre połączenie.
Puchonka kiwnęła lekko głową i wyjęła ze swojej torby książkę by po chwili zapomnieć o otaczającym ją świecie.
Holly po mniej więcej dziesięciu minutach sięgnęła do swojej walizki. Jednak nie po książkę, a po różdżkę. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że odkąd ją kupiła na ulicy Pokątnej w ogóle jej nie dotknęła. Nawet nie zaczęła ćwiczyć najprostszych zaklęć. No, ale kiedyś trzeba zacząć...

Ciemnowłosa dziewczyna o imieniu Jackie wyszła właśnie z przedziału w którym siedziała banda pierwszaków. Ślizgonka schowała do kieszeni pudełko z Czekoladową Żabą. Zazwyczaj nie dręczyła pierwszorocznych tylko ich straszyła, ale tym razem sytuacja była zupełnie inna. Jeden z chłopców miał aż dziesięć Czekoladowych Żab i nie chciał się z nią podzielić. Tak więc Jacqueline wyjęła różdżkę i postraszyła go jakąś klątwą. Nie minęła nawet minuta, a miała już Czekoladową Żabę.
- Znowu to robisz, Jackie.
Panna De Flacour rozpoznała głos i schowała Czekoladową Żabę z powrotem do kieszeni. Spojrzała na dziesięcioletnią dziewczynkę o imieniu Victoria, która szła obok niej. Tak naprawdę to nie była żywa osoba. To był duch, który nawiedził Jackie już dawno temu zmuszając ją by zaakceptowała swój wyjątkowy dar, który pozwalał jej widzieć duchy, których nie widział nikt inny. Oprócz tego, gdy mocno się skupiła była wstanie wskrzesić na chwilę zmarłą istotę. Od zwykłej wiewiórki po człowieka. Z tego co się orientowała osobę, która posiadała taki dar Mugole nazywali medium.
- To nie twój interes, Vicki – odparła Jackie. - Idź sobie na jakiś cmentarz i poimprezuj z innymi zagubionymi duszami. 
- To jest mój interes – upierała się Victoria. - Odkąd się tu pojawiliśmy zachowujesz się dziwnie. Przestałaś być sobą.
- A Ty gdybyś nie była martwa i przeżyła to co ja mogłabyś zachowywać się tak jak wcześniej?! - podniosła lekko głos, gdy mijały kolejny przedział pełen uczniów.
- Masz depresje czy coś w tym stylu? - zdziwiła się dziewczynka.  
- Coś w tym stylu – warknęła. Jej czarne oczy błyszczały ze złości.
Nim duch zdążył cokolwiek powiedzieć Jackie dotknęła ramienia Vicki i ta rozpłynęła się w powietrzu. Jej dotyk zawsze tak działał na duchy, które do niej przychodziły. A po co do niej przychodziły? Niektóre prosiły o pomoc, ponieważ chciały wreszcie przestać błądzić bez celu po ziemi i zaznać spokoju. Inne chciały by pomogła im porozmawiać z żyjącymi członkami ich rodzin. Jacqueline nigdy im nie pomagała. To przez nie straciła całe swoje dotychczasowe życie. Tylko Vicki jej pomogła w tamtej chwili. Wszystkie inne dusze zasłużyły na to co jej spotkało.
Nagle dziewczyna usłyszała krzyk dochodzący z jednego z przedziałów i uśmiechnęła się minimalnie. Od razu rozpoznała głos swojej przyjaciółki, Meetry Fallchart. Jackie poszła powoli w kierunku przedziału.
Ślizgonka pamiętała ten dzień jakby to było wczoraj. Dzień w którym po raz pierwszy spotkała pannę Fallchart. Pamiętała zapach kwiatów, które stały w wazonie przy jej łóżku w Skrzydle Szpitalnym. Pamiętała wszystko. To był zwykły marcowy dzień. Jacqueline znowu obudziła się w Skrzydle Szpitalnym. Nie zdziwiło jej to. Często lądowała w tym miejscu na noc po tym jak jeździła na deskorolce po Hogwarcie. Jednak, gdy tylko przypomniała sobie co wydarzyło się dzień wcześniej i uniosła szybko głowę uderzając kogoś w twarz. Uderzyła wtedy w twarz Meetrę.
Po chwili dziewczyna dotarła do przedziału i otworzyła drzwi. Gdy tylko weszła do środka zauważyła, że Puchonka okłada swoim egzemplarzem „Historii Magii” jakąś blondynkę, która zamiast się bronić śmiała się. Dopiero po chwili Jackie zorientowała się co się stało i parsknęła śmiechem. Blondynka najwyraźniej użyła jakiegoś zaklęcia, ponieważ brązowe włosy Meetry zamiast związane w kucyk były teraz rozpuszczone i różowe.
- Z czego się śmiejesz, De Flacour!? - krzyknęła Meetra, gdy przestała okładać książką blondynkę i zauważyła, że Jackie także jest w przedziale. 
- Z koloru twoich włosów – czarnowłosa znowu parsknęła śmiechem i usiadła obok blondynki. - Piątka!
Dziewczyny przybiły piątkę nadal się śmiejąc z fryzury i koloru włosów koleżanki. Puchonka po jakichś piętnastu minutach uspokoiła się, usiadła na swoim miejscu i użyła jakiegoś zaklęcia by jej włosy stały się z powrotem takie jak wcześniej.
- Płakałaś? - spytała po chwili Meetra kierując pytanie do Ślizgonki. 
- Co? Nie! Dlaczego tak sądzisz? - spytała Jackie patrząc na przyjaciółkę.
- Twoje oczy – powiedziała tylko szarooka. - Znowu z nią rozmawiałaś? 
- Taa...
- I znowu się pokłóciłyście? 
Jackie kiwnęła lekko głową. Fallchart nie znała całej prawdy o tym co potrafiła zrobić Ślizgonka. Parę miesięcy po ich pierwszym spotkaniu Puchonka nakryła Jackie na tym, że krzyczy na kogoś mimo że była sama w pokoju. Gdy Meetra zapytała o to czarnooką ta była zmuszona skłamać. Nie chciała stracić jedynej przyjaciółki. Powiedziała wtedy, że nawiedza ją duch jej młodszej siostry, która zginęła w pożarze w Paryżu i od tamtej pory nawiedza ją przy okazji sprawiając, że tylko ona ją widzi.
Po chwili Jacqueline zorientowała się, że obie dziewczyny milczą jakby czekały, aż Jackie coś powie o tej „kłótni”. A Ślizgonka nie chciała o tym opowiadać.
- Więc to Ty jesteś Jackie? - spytała Holly chcąc przerwać ciszę, która ją irytowała. 
- Tak – Ślizgonka spojrzała na nią. Była wdzięczna, że ktoś przerwał tę ciszę. - A ty?
- Holly Smith – powiedziała blondynka z lekkim uśmiechem.
Czarnooka przyjrzała się dziewczynie. Holly miała zielone oczy i blond włosy. Jacqueline doszła do wniosku, że gdyby panna Smith nie siedziała w przedziale z Meetrą nie zwróciła by na nią w ogóle uwagi. Wyglądała jak zwykła dziewczyna z Hogwartu. Jackie nieświadomie położyła głowę na ramieniu dziewczyny. Przez chwilę Ślizgonce wydawało się, że nie położyła głowy na ramieniu Holly, ale na ramieniu swojej starej przyjaciółki.
Nagle Jacqueline podniosła głowę i spojrzała w oczy blondynce. Nie widziała w nich zdziwienia, ale spokój. Jackie widziała takie spojrzenie po raz ostatni prawie rok temu. To spojrzenie przypomniało jej o osobie, którą straciła. Dziewczyna wstała szybko z miejsca.
- Wiecie co ja chyba pójdę po Czekoladową Żabę. Do zobaczenia! - czarnowłosa wyszła z przedziału.
Holly i Meetra spojrzały po sobie, a potem obie skierowały wzrok ku wyjściu z przedziału.
- Czy ona tak zawsze się zachowuje? - spytała Holly. 
- Raczej...Raczej, tak – przyznała po chwili szarooka i spojrzała za okno. - Wiesz co ja chyba się chwilę prześpię.
- Spoko – powiedziała.
Meetra podłożyła sobie pod głowę swoją torbę i zasnęła. Holly westchnęła. Co teraz miała robić? Puchonka poszła spać, a Ślizgonka poszła po Czekoladową Żabę, ale młoda czarownica wątpiła by wróciła do nich zanim pociąg zatrzyma się na stacji w Hogsmeade. Nagle dziewczyna usłyszała fragment piosenki King of anything w wykonaniu Sary Bareilles. Dopiero po sekundzie zorientowała się, że to dzwonek jej komórki. Szybko zdjęła z półki walizkę, otworzyła ją i wyjęła komórkę. Niestety nie zdążyła odebrać. Włączyła telefon by sprawdzić kto próbował się do niej dodzwonić. Wyświetlił się numer, a obok imię: Ivy. 
Holly wyciszyła telefon i schowała go do kieszeni. Nie spodziewała się, że zadzwoni do niej akurat Ivy. Ivy była przyjaciółką Holly ze szkoły w Paryżu. Oczywiście młoda czarownica nie mogła powiedzieć swoim przyjaciółkom, do jakiej szkoły idzie po wakacjach więc powiedziała tylko, że wyjeżdża do szkoły za granicą. Westchnęła cicho. Ciekawe po co dzwoniła do niej Ivy? Wątpiła by się szybko dowiedziała. Z tego co mówili jej rodzice w Hogwarcie nie działa większość mugolskich urządzeń, a więc jej komórka także przestanie działać. Od przybycia do Hogwartu dzieliło ją jeszcze parę godzin...
Nagle dziewczyna wpadła na świetny pomysł i zaczęła przeszukiwać walizkę w poszukiwaniu słuchawek do swojej komórki. Gdy je wreszcie znalazła i podłączyła spróbowała połączyć się z internetem wytrzeszczyła oczy. Nie spodziewała się, że w tym pociągu uda jej się złapać Wi-Fi. Uśmiechnęła się do siebie i zaczęła szukać w internecie jakiegoś ciekawego filmu. Już po paru minutach dziewczyna siedziała i oglądała III część Gwiezdnych Wojen.


 
Około godziny dwudziestej „Hogwart Express” dojechał na miejsce. Uczniowie nareszcie dotarli do Hogsmeade. Na stacji na pierwszorocznych czekał już olbrzym o imieniu Hagrid. Młodzi studenci powoli wychodzili z uśmiechem na twarzy z pociągu, a wśród nich była również Holly ubrana już w czarną szatę.
- Pirszoroczni! Tutaj do mnie! - zawołał Hagrid.
Pierwszoroczni podbiegli do olbrzyma. Holly spojrzała w przeciwną stronę, gdzie przez tłum przepychały się Meetra i Jackie. Nie wiedziała czy ma iść razem z pierwszakami i Hagridem czy pójść za koleżankami. Uznała, że rozsądniej będzie pójść z pierwszakami. Ruszyła w tamtą stronę. Po paru minutach szybkiego marszu doszli do czarnego jeziora. W oddali widać było miejsce w którym Holly miała spędzić następne dziesięć miesięcy czyli Hogwart. Pierwszoroczni zaczęli wchodzić do łodzi. Piętnastolatka zdecydowała, że wejdzie do łodzi na końcu.
- Nie jesteś czasem trochę za stara na podróż łodzią do Hogwartu? - usłyszała za sobą głos Hagrida. 
- Nie – odparła odwracając się w jego stronę i uśmiechając się. - Raczej nie.
Po chwili weszła do łodzi w której były już dwie dziewczyny i jeden chłopiec. Łódź zaczęło powoli płynąć w stronę szkoły. Holly nie reagowała na zaczepki ze stroną współpasażerów. Po prostu siedziała i patrzyła na zamek. Jej serce zaczęło bić szybciej ze zdenerwowania. Zaczęła żałować, że nie poszła za Jackie i Meetrą. Przynajmniej miałaby blisko siebie znajome osoby. A zamiast ich miała wokół siebie bandę jedenastolatków. Nagle usłyszała dokładnie pod sobą jakiś dziwny dźwięk. Otworzyła szerzej oczy. Rodzice i uczniowie, który byli na stacji mówili coś o jakichś magicznych stworzeniach żyjących w jeziorze. A blondynka właśnie przypomniała sobie, że nie umie pływać.
Gdy wreszcie dopłynęli Holly odetchnęła z ulgą. Zaczęła się wspinać po kamiennych stopniach w stronę jednego z dziedzińców. Po chwili dotarli do wrót. Hagrid przepchał się przez tłum i uderzył parokrotnie w ogromne wrota. Te otworzyły się po chwili. W holu stała kobieta o surowej twarzy i zielonej szacie. Holly doszła do wniosku, że kobieta mogła pięć pięćdziesiąt pięć, góra sześćdziesiąt lat.
- Profesor McGonagall! Oto i pierwszoroczni – powiedział olbrzym z uśmiechem. 
- Dziękuje, Hagridzie – odparła nauczycielka Transmutacji. - Możesz już odejść.
Po tych słowach kobieta poprowadziła uczniów w stronę kolejnych wielkich wrót, które otworzyły się, gdy tylko do nich podeszli. Weszli do środka. Holly zmrużyła na chwilę oczy kiedy tylko dostrzegła tysiące świec zawieszonych w powietrzu. Dziewczyna szła na samym końcu tłumu więc rozejrzała się, a na jej twarzy zagościł uśmiech. Po chwili dostrzegła przy stole Hufflepuffu, Meetrę, która rozmawiała z koleżankami, które siedziały obok niej. Mimo starań młoda czarownica nie była w stanie przy stole Slytherinu dostrzec Jackie. 
Nagle zauważyła, że większość uczniów gapi się prosto na nią. Niektórzy ze zdziwieniem, inni zaś z zaciekawieniem. Zaczerwieniła się i spuściła głowę. No tak...Piętnastolatka w tłumie jedenastolatków wygląda dziwnie, pomyślała dziewczyna. Nie lubiła być w centrum uwagi. Zwłaszcza, gdy wokół było tyle nieznanych osób.
Po chwili doszli do podium na którym stał stołek, a na stołku leżała zwykła czarodziejska tiara. Nagle tiara poruszyła się. Szew rozpruł się, a tiara zaczęła śpiewać. Z każdym kolejnym zdaniem brwi Holly coraz bardziej się unosiły, a dziewczynie chciało się śmiać. Na szczęście tiara przestała śpiewać, ukłoniła się i ponownie znieruchomiała. Wtedy wkroczyła profesor McGonagall. Podeszła do stołka z długim zwojem pergaminu i spojrzała na pierwszorocznych.
- Gdy wyczytam imię i nazwisko, danej osoby podchodzi ona do mnie, nakłada na głowę tiarę i siada na stołku. Zrozumiano? - spojrzała po nich zatrzymując na dłużej swoje spojrzenie na Holly.
Odpowiedziały jej ciche „tak” oraz kiwnięcia głowami.
- Dobrze, a więc zaczynajmy. Arshade, Alice.
Z tłumu wystąpiła niska rudowłosa dziewczynka i podeszła do nauczycielki Transmutacji. Właśnie teraz miała zacząć się Ceremonia Przydziału.


 
Holly nie wiedziała ile czekała, aż profesor McGonagall wyczyta jej nazwisko i będzie mogła wreszcie założyć tą starą tiarę. Nigdy nie była zbyt cierpliwa. W pewnej chwili doszła do wniosku, że być może w ogóle nie zostanie wyczytane jej nazwisko i będzie musiała wracać do domu.. Odetchnęła jednak, gdy usłyszała swoje nazwisko wypowiadane przez profesor McGonagall.
- Smith, Holly!
Blondynka obeszła tłum bokiem nie chcąc się przepychać, założyła tiarę i usiadła na stołku.
- Hmm...Kogo my tu mamy? Masz piętnaście lat, prawda Holly? - usłyszała w swoim uchu cichy głos tiary. - Nie jesteś czasem trochę za stara... 
- Na przydział do któregoś z domów? Nie sądzę – powiedziała cicho.
Tiara zaśmiała się cicho, a słysząc ten śmiech zielonooka również się uśmiechnęła. Serce przestało bić szybciej. Uspokoiła się i przestała się denerwować tym co może się stać. Podejrzewała, że tiara w jakiś sposób bada jej umysł. Panna Smith odprężyła się i zamknęła oczy.
- Teraz już wiem, gdzie cię przydzielić – usłyszała ponownie cichy głosik.
Otworzyła oczy. Czekała.
- SLYTHERIN!!! - wrzasnęła tiara na całą salę.
Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie. Zdjęła tiarę i pomaszerowała w stronę stołu przy którym siedziała już Jackie. Nie było tak źle. Była prawie pewna, że trafi do Ravenclawu, ale Slytherin był zapewne równie dobry. Ślizgonka usiadła na wolnym miejscu obok Jacqueline.
- Hej, Jackie – uśmiechnęła się.
- O! Cześć! - powiedziała wyrwana z zamyślenia czarnowłosa. - Dlaczego wcześniej nie powiedziałaś, że jesteś w Slytherinie? 
- Aaa...Jakoś tak – powiedziała Holly i rozejrzała się po sali.
Jak to możliwe, że Jackie nie zauważyła jej podczas Ceremonii Przydziału?! Ta dziewczyna była... niemożliwa. 
Wzrok blondynki powędrował ku stołowi Gryffindoru. Jej oczy zatrzymały się na czarnowłosym chłopakiem. Po chwili zorientowała się, że on też na nią patrzy. Zarumieniła się lekko. Był nawet przystojny na swój sposób, ale zauważyła także, że jest wyższy od reszty chłopaków obok, których siedział. Podejrzewała, że jest na siódmym roku w Hogwarcie, a co za tym idzie w tym roku skończy naukę w szkole. Spuściła wzrok.
Po chwili jej wzrok ponownie powędrował do stołu Gryffindoru. Chłopaka nie było, a zamiast niego na jego miejscu siedziała jedenastolatka o imieniu Astrid. Ślizgonka zapamiętała jej imię tylko dlatego, że została wyczytana przed nią przez profesor McGonagall. Świetnie! Pierwszy dzień w nowej szkole i już świruje, pomyślała. Ona to miała szczęście.
Jak na zawołanie wszyscy uczniowie w Wielkiej Sali ucichli. Holly spojrzała na stół nauczycielski. Od stołu wstała właśnie profesor McGonagall.
- Witajcie, uczniowie – zaczęła. - Witam was w kolejnym, a dla niektórych pierwszym roku szkolnym w Hogwarcie. Za chwilę rozpocznie się kolacja po, której prefekci czterech domów odprowadzą pierwszorocznych do Pokojów Wspólnych.
Po tych słowach wróciła na miejsce i wróciła do rozmowy z siedzącymi obok niej nauczycielami. Chwilę później na czterech stołach na pustych tacach i w pustych półmiskach pojawiły się przeróżne potrawy. Holly rozejrzała się po stole zastanawiając się czy znajduje się na nim jej ulubione danie czyli tuńczyk z rabarbarem. Niestety, rozczarowała się, ponieważ go nie znalazła. Po chwili namysłu nałożyła sobie na talerz trochę sałatki i ziemniaczków i zaczęła powoli jeść.
- Holly? - spytała po jakimś czasie Jackie. 
- Taak?
- Chcesz iść dzisiaj ze mną na imprezę do chłopaków z siódmej klasy.
Holly przełknęła to co miała w buzi i spojrzała na Jackie. Zazwyczaj nie chodziła na imprezy organizowane przez szkołę. Zawsze się na nich strasznie nudziła. Ale to był Hogwart...
- Z siódmej klasy? - powiedziała po chwili. 
- Tak. Nie martw się. Będzie Piwo Kremowe i Ognista – zapewniła Jackie z uśmiechem.
- Że co, proszę? - zmarszczyła brwi. Nigdy nie słyszała tych nazw. 
- Skąd ty się urwałaś? - spytała zdziwiona Jacqueline.
- Z Paryża – powiedziała Holly. - We Francji. 
- No co ty?! - czarnowłosa wytrzeszczyła oczy. - Ja też jestem z Francji! Mieszkam z ciotką!
Blondynka uśmiechnęła się. Od chwili gdy usłyszała głos Jackie w pociągu od zauważyła, że ma francuski akcent. Holly mimo że mieszkała w Paryżu parę lat to nie miała takiego akcentu. Już po chwili Jackie zaczęła opowiadać o swoim życiu osobistym. Twierdziła, że w domu ma stadko testrali. Oczywiście Holly nie wiedziała czym są testrale. Zapewniła ją także, że w swoim dormitorium za zgodą opiekuna domu Horacego Slughorna trzyma trójgłowego psa o imieniu Cerberek. Holly cały czas kiwała głową, gdy Jackie o tym opowiadała. Nie do końca wierzyła w słowa koleżanki, ale przynajmniej do końca uczty dziewczyna nie proponowała już jej wspólnego wyjścia na imprezę.


 
Jak się okazało pod koniec uczty Holly nie obejmowały zasady, które obejmowały uczniów z którymi brała udział w Ceremonii Przydziału. Nie musiała iść razem z pierwszakami do Pokoju Wspólnego. Było parę minut przed północą, a dziewczyna dopiero teraz szła razem z Jackie do lochów, gdzie znajdował się Pokój Wspólny Slytherinu. Obie śmiały się z tego co zrobiły jakiemuś drugoklasiście. Spowodowały, że cały półmisek pełen frytek spadł na głowę temu biednemu chłopakowi.
- Ohh...Jesteśmy złe – roześmiała się Holly. 
- My nie jesteśmy złe, jesteśmy bardzo złe! - wyszczerzyła się Jacqueline.
- Ja jestem królową zła, a Ty królem zła! - parsknęła śmiechem paryżanka. 
- Czemu mam być facetem? - spytała Jackie.
- Bo – Holly uniosła brwi usiłując wymyślić jakiś argument. - Bo. Bo. Bo jesteś jedyną dziewczyną jaką znam, która jeździ na deskorolce po pociągu. 
- Baaardzo śmieszne, wiesz – dziewczyna zmrużyła oczy.
Nagle obie usłyszały jakiś krzyk. W ich stronę biegło pięciu chłopców w mundurkach z herbem Gryffindoru.
- Uuu! Gryfoni – uśmiechnęła się Holly. 
- Co? - Jackie odwróciła się w stronę biegnących chłopaków i złapała się za głowę. - Zapomniałam! Miałam iść na imprezę do tych chłopaków. Oni są z siódmej klasy.

Jackie puściła rękę Holly i poszła w kierunku chłopaków.
- Ej!? Kto mnie odprowadzi do Pokoju Wspólnego, co?! - krzyknęła za nią. 
- To blisko, Holly! Na pewno trafisz! - zawołała Jackie i poszła z chłopakami na siódme piętro.
Ślizgonka tupnęła nogą. Jak ona mogła sobie tak po prostu pójść?! I co ona miała teraz niby zrobić? Przecież ona nawet nie wie, gdzie jest Pokój Wspólny Ślizgonów. Westchnęła cicho i skręciła w pierwszy lepszy korytarz. Przecież te lochy nie są jakieś mega duże, prawda? W końcu znajdzie ten przeklęty Pokój Wspólny.
- Te tunele chyba jednak ciągną się w niesskończoność - powiedziała do siebie Holly jakąś godzinę później.
Nie udało jej się znaleźć Pokoju Wspólnego. Przez chwilę nawet rozważała powrót do Wielkiej Sali w nadziei, że zastanie tam jakiegoś nauczyciela, ucznia lub nawet tego woźnego o którym wszyscy wyrażali się dosyć niepochlebnie. Był tylko jeden problem. Ona nawet nie pamiętała drogi na parter na którym znajdowała się Wielka Sala. Nagle potknęła się i upadła na podłogę. Gdy wstała poczuła się dziwnie. Jakby była w zupełnie innym miejscu. Po chwili zorientowała się, że ona JEST w innym miejscu. Jeśli nie miała zaników pamięci, a nie miała to szła krótkim prostym korytarzem, a teraz była...w kuchni?
Rozejrzała się. Po kuchni krzątały się skrzaty, a przy stole najwyraźniej rozmawiały dwie osoby, niestety Holly nie słyszała o czym mówiły. Jedną z nich był brunet o niebieskich oczach. Dziewczyna zaś miała rude falowane włosy sięgające ramion i zielone oczy. Oj, Holly...Chyba wypiłaś za dużo soku dyniowego do kolacji, pomyślała dziewczyna.
- Co ty tu robisz?! - usłyszała nagle czyjś zdziwiony głos.
Serce Ślizgonki zaczęło bić szybciej. Holly powoli odwróciła się w stronę z której dobiegał głos.





5 komentarzy:

  1. No no no, zapowiada się świetny fanfic :D jeśli znowu przestaniesz pisać na samym początku to osobiście cię zamorduję! I powiem Zuzie żeby ci dała bana na pw :p

    A tak na marginesie, pilnuj powtórzeń, bo parę się znalazło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za miłe słowa Scatt ^-^
      Właśnie zawsze mam problem z powtórzeniami, ale staram się je eliminować w czasie pisania :) Jednak chyba nie do końca wychodzi :p

      Usuń
    2. Nie jest tak źle, widywałam dużo więcej ;P

      Usuń
    3. Wierzę Scatt, wierzę :=]

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń