Holly
wiedziała, że coś jest nie w porządku odkąd zauważyła Jackie
biegnącą prosto na nią. W ostatniej chwili czarnowłosa wyhamowała zatrzymując się metr przed koleżanką.
- Siemka,
Holly! - uśmiechnęła się De Flacour. - Hej, Jackie – odparła blondynka.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że znasz Colina Millera? - spytała niby przypadkiem Jacqueline.
- Poznałam go dopiero dzisiaj. Dlaczego się tak ekscytujesz, Jackie? - spytała widząc jak oczy koleżanki „świecą się”.
- On jest jak ciastko z kremem z Miodowego Królestwo – wyszeptała rozmarzona dziewczyna.
- Ale porównanie – skomentowała paryżanka. - A tak wracając do tematu. Colin chciał coś ode mnie?
- Nom. Chciał, żebyś przyszła o szóstej wieczorem na korytarz na VII piętrze . Załatwisz mi jego autograf? - mówiła Jacqueline, gdy obie szły do stołu Puchonów.
Zielonooka
tyko parsknęła śmiechem i usiadła naprzeciwko Meetry ignorując
dziwne spojrzenia uczniów Hufflepuffu i wbiła wzrok w książki
szarookiej. Nie spodziewała się, że już dzisiaj zacznie naukę z
Colinem. Myślała, że zacznie się to za tydzień, albo dwa, gdy
już aklimatyzuje się w Hogwarcie. Niestety myliła się. Mimo że
było dopiero wczesne przedpołudnie Ślizgonka już miała dosyć.
Równo
o osiemnastej Holly była już na korytarzu na siódmym piętrze
czekając na Colina i zerkając co chwilę na zegarek. Nie chciała
spędzać więcej czasu niż trzeba było z tym chłopakiem. Może i
by nawet w ogóle tutaj nie przyszła, gdyby nie to, że wcześniej
powiedziała Meetrze i Jackie, że Colin będzie jej uczył podstaw
magii. Gdy zaś stwierdziła, że odpuści sobie spotkanie z Gryfonem
dziewczyny prawie siłą zaprowadziły ją na VII piętro.
Znowu
spojrzała na zegarek. Było już parę minut po szóstej, a Millera
wciąż nie było. Tupnęła nogą zła i zaczęła iść w stronę
zejścia na Wielkie Schody, gdy nagle ktoś złapał ją za rękę.
Odwróciła
się i zobaczyła Colina uśmiechającego się do niej. Z początku
chciała odwzajemnić uśmiech, ale nie zrobiła tego.
- I
czego się szczerzysz, Miller? - mruknęła. - Przez twoje
spóźnienie straciłam dziesięć minut życia. Przysięgam, że
kiedyś mi je oddasz. - Dobra. Chodź już – powiedział przewracając oczami i nie puszczając jej ręki podeszli do ściany.
- I co teraz? - spytała marszcząc brwi Ślizgonka.
Colin
zamknął oczy najwyraźniej myśląc o czymś intensywnie. Po chwili
otworzył je, a w ścianie przed którą stali pojawiły się drzwi.
Chłopak otworzył je i wszedł z dziewczyną do środka.
Holly
weszła za Gryfonem do środka i rozejrzała się. Pomieszczenie było
duże i przypominało trochę większą kopię sali Obrony Przed
Czarną Magią. Było tu parę ławek, na suficie zawieszony był
szkielet jakiegoś stworzenia i była masa półek z różnymi
książkami. Po chwili dziewczyna poczuła suchość w gardle. No tak
w końcu ostatni raz piła cokolwiek parę godzin temu w czasie
obiadu. Hmm...Napiłabym się coli, pomyślała blondynka. Po
chwili na małym stoliku pojawiła się coca-cola w puszce.
- Wow!
Co to za miejsce?! - krzyknęła otwierając puszkę.
- To?
To jest Pokój Życzeń – odparł po chwili Colin.
- To
znaczy, że spełnia życzenia? - spytała Holly.
- To chyba logiczne
– odpowiedział Gryfon. - No to od chcesz zacząć naukę?
Ślizgonka
zamyśliła się. Colin dał jej wybór. Mogła wybrać czego chce
najpierw się nauczyć.
- Może
coś łatwego? Wingardium Leviosa albo Lumos Maxima? - Okej – odparł po dłuższej chwili chłopak i wyjął swoją różdżkę. - No to zaczynajmy.
Dziewczyna
odwróciła się do niego tyłem. Musiała się przyłożyć, aby go
zadziwić swoją osobą. Nie chciała by uważał, że nauka nowych
rzeczy sprawia jej duże trudności lub że jest leniem. A może tak
naprawdę chciała mu zaimponować? Odsunęła od siebie tę myśl.
Młoda
czarownica wróciła do Pokoju Wspólnego Slytherinu około ósmej
wieczorem. Była zmęczony, trochę zirytowana, ale zadowolona z
siebie. Colin okazał się całkiem fajnym nauczycielem. Mimo iż
często, źle wypowiadała formułki lub źle wykonywała ruch
różdżką on ani razu nie podniósł głosu. Miał do niej ogromną
cierpliwość. Holly westchnęła cicho. Chciałaby, żeby
nauczyciele w Hogwarcie mieli do niej tyle cierpliwości.
Położyła
się na czarnej kanapie przy kominku wpatrzona w płomienie. Musiała
jeszcze zrobić pracę domową na Historię Magii. Z tego co
pamiętała miała napić coś o pochodzeniu magii. Niestety nie
mogła napisać jakiejś bezsensownej odpowiedzi bo wtedy jej dom
mógł stracić punkty. Będzie musiała iść do biblioteki.
Westchnęła cicho i wstała z kanapy. Ruszyła w stronę wyjścia
mijając paru młodszych od niej Ślizgonów.
Już
po paru minutach dziewczyna była w bibliotece. Przywitała się z
Panią Pince i zniknęła między regałami. Holly uwielbiała
książki tak samo jak sztukę. W swoim pokoju miała pełno książek.
Czasami nawet sama próbowała pisać jakieś opowiadania na
komputerze jednak marnie jej to wychodziło.
Nagle
Ślizgonka zatrzymała się przy jednym z regałów i uśmiechnęła
się. W tym dziale na pewno znajdzie jakąś książkę w której
byłoby coś napisane o pochodzeniu magii. Po chwili znalazła
odpowiednią księgę. Gdy Holly próbowała zdjąć ją z półki
upadła na podłogę, a księga wraz z nią. Dziewczyna usłyszała
kroki Pani Pince i szybko podniosła ją z ziemi.
Gdy
bibliotekarka doszła do niej, Holly siedziała już przy wolnym
stoliku zaczynając pisać wypracowanie.
Po
godzinie skończyła i z ironią stwierdziła, że ta wiedza była
jej naprawdę potrzebna. Dowiedziała się na przykład, że słowo
„magia” pochodzi od nazwy najwyższych kapłanów starożytnej
Persji, a w VI wieku przed naszą erą magowie znani byli z
gruntownej wiedzy oraz zdolności profetycznych. Ta wiedza była jej
naprawdę potrzebna do życia.
Blondynka
spakowała swoje rzeczy do torby i ruszyła w stronę wyjścia z
biblioteki, gdy nagle poślizgnęła się i upadła na podłogę
uderzając głową o kamienną posadzkę. Straciła przytomność.
Victoria
pojawiła się w Nikolaus Sanitarium. W zasadzie wieczory spędzała
z Jackie próbując namówić ją do pomocy zagubionym duchom co
niestety się nie udawało. Jednak tym razem nie mogła zostać z
czarnowłosą Ślizgonką. Poczuła coś. Coś dziwnego. Musiała to
sprawdzić.
Duch
dziesięciolatki przeszedł przez ścianę do gabinetu jakieś
psychologa o imieniu Alex, który siedział przy biurku i rozmawiał
z ciemnowłosą dziewczyną, która ku własnemu zdumieniu Vicki
rozpoznała. To była jedna z najlepszych przyjaciółek Jacqueline.
Ale to nie było możliwe, aby ona tu była. Duch wbił wzrok
w mężczyznę i słuchał.
- Powiedz
mi co wtedy czułaś – powiedział Alex. - Bałam się. Bałam się, że umrę. A potem poczułam ból. Wydawało mi się, że umieram. Czułam się tak jakbym rozpadała się na kawałki – odpowiedziała Lena Everdeen.
- Czy był tam ktoś z tobą?
- Tak.
- Kto?
- Wszyscy – odparła Lena.
Mężczyzna
zmarszczył brwi.
- Czy
mogłabyś wytłumaczyć co przez to... - Nie – powiedziała cicho dziewczyna i wstała z miejsca. - Przepraszam pana, ale nie mam siły na dalszą rozmowę.
Lena wychodząc na korytarz na krótką chwilę wbiła wzrok w ducha. Duch
jedenastolatki otworzył szerzej oczy. To musiał być przypadek. Ona
nie mogła jej zobaczyć. Tylko jedna osoba na świecie była wstanie
to zrobić. Duch rozpłynął się w powietrzu.
Tymczasem
młoda Everdeen wracała do swojego pokoju mieszczącego się na
parterze. Plan jej szefa się udał. Lenie udało się zwrócił
uwagę martwej koleżanki Jacqueline. A skoro zwróciła uwagę
Victorii to wkrótce w Nikolaus Sanitarium pojawi się i sama Jackie.
Gdy
doszła do kwater otworzyła odpowiednie drzwi i zamknęła je za
sobą. Rozejrzała się wokół. Był to mały pokój ze ścianami w
fiołkowym kolorze. Wewnątrz było mało mebli. Przy drzwiach stała
mała szafa oraz stolik przy którym mogły siedzieć tylko dwie
osoby. Była tu także mała biblioteczka i biurko na którym
leżał blok rysunkowy i kredki.
Dziewczyna
westchnęła. Przebywała w tym ośrodku od kwietnia czekając na
odpowiedni moment by zwrócić uwagę Victroii. Usiadła na łóżku.
- Ignis?
Jesteś tu? - spytała rozglądając się.
Po
kilku sekundach przy wejściu do pokoju pojawiła się kobieta w
kapturze. Lena nie znała jej dobrze. Wiedziała tylko, że jest
kobietą posiadającą moc dzięki, któremu mogła być
niewidzialna. No i była prawą ręką szefa Lena.
- Udało
się? - spytała Ignis. - Tak. Jacqueline Medeline De Flacour niedługo się tu pojawi – odparła dziewczyna.
- Nie omieszkam wspomnieć naszemu szefowi o twojej roli w tej sprawie.
Everdeen
mrugnęła do kobiety, gdy ta znikała. Teraz wiedziała, że jest w
tym pomieszczeniu sama. Położyła się na łóżku i ukryła twarz
w poduszce. Czuła się okropnie. Mimo iż była wściekła na
Ślizgonkę za to co zrobiła to do tej pory miała nadzieje, że gdy
tylko się spotkają uścisnął się i wrócą razem do Hogwartu.
Jednak po tym co właśnie zrobiła nie było to możliwe. Właśnie
wydała swoją przyjaciółkę diabłu.
Jackie
leżała na łóżku w swoim dormitorium i pisała pracę domową z
Transmutacji. Trochę dziwiło ją to, że nie ma z nią Victorii.
Była nawet trochę z tego zadowolona, ponieważ nie musiała
wysłuchiwać jej próśb i błagań o to, aby pomogła udręczonym
duszom. Już dawno stwierdziła, że nie będzie tego robiła, ale
Vicki cały czas próbowała ją do tego przekonać. Nagle Ślizgonka
dostrzegła pojawiającą się Victorię. Spojrzała na nią.
- Jak
miło, że przyszłaś – przywitała ją De Flacour. - Już
myślałaś, że poszłaś na randkę z jakimś Kacperkiem. - W życiu nie zgadniesz kogo znalazłam – powiedział duch ignorując drugą część wypowiedzi dziewczyny.
- Hmm...Znalazłaś ducha Elvisa Presleya i umówiłaś się z nim na randkę? - szesnastolatka parsknęła śmiechem z własnego dowcipu.
- Znalazłam Lenę – powiedziała po krótkiej chwili.
Jacqueline
usiadła na łóżku z szeroko otwartymi oczami. To co mówił ten
duch było niemożliwe. Lena Everdeen była martwa od kilku miesięcy.
Jackie była pewna, że gdyby coś zmieniło się w tej sprawie
wyczułaby to przez swój dar. Jednak dlaczego Vicki miałaby kłamać?
- Gdzie?
- spytała po chwili czarnooka drżącym głosem. - W Nikolaus Sanitarium. To na obrzeżach Londynu.
- Muszę tam iść – zadecydowała Ślizgonka wstając z łóżka. - Pogadać z nią. Wytłumaczyć co się stało.
- Jesteś pewna? Coś się w niej zmieniło...
- Co takiego? - spytała Jackie szukając swojej torby w kufrze.
- Wydaje mi się, że mnie widziała – odparła.
- Zdawało ci się – odrzekła szybko uczennica Hogwartu. - Tylko ja cię widzę. Nikt poza mną nie jest wstanie cię zobaczyć.
Victoria kiwnęła tylko głową. Nie była tego taka pewna.
Piętnastoletnia
czarownica obudziła się w Skrzydle Szpitalnym. Nawet nie próbowała
wstać. Głowa bolała ją tak bardzo, iż była prawie pewna, że
gdy tylko spróbuje podnieść głowę straci przytomność. Tak więc
nie mogąc się ruszyć patrzyła w sufit, aż po jakimś czasie
zasnęła.
Holly
otworzyła oczy i rozejrzała się. Nie znała tego miejsca. To nie
był Hogwart, to nie był Londyn. To nie był nawet Paryż. To były
jakieś cholerne podziemne tunele! A co było w tym wszystkim
najgorsze? Holly wiedziała, że to nie jest zwykły sen. Nagle
usłyszała czyjś śmiech dobiegający zza ściany za nią.
Paryżanka odwróciła się, a po chwili zauważyła klamkę.
Nacisnęła ją i weszła do środka. To był jakiś salon.
Pomieszczenie było nawet przytulne. Dopiero po dłuższej chwili
zauważyła trzy postacie będące w pokoju. Oni jej za to nie
widzieli. Jakby nie należała do ich świata. Jedną z nich był
czarnowłosy chłopak o zielonych oczach siedzący na fotelu, drugą
zaś blondyn o szarych oczach i szyderczym uśmiechu, trzecią osobą
była dziewczyna. Po chwili Ślizgonka zorientowała się, że jest
do niej trochę podobna. Miały ten sam kolor włosów i oczy i
podobny styl ubierania się.
- Oliver!
- zagadnął nagle do czarnowłosego blondyn. - Wspaniale sobie
poczynałeś na wczorajszej imprezie w Londynie. - Co? - odparł nieprzytomnie Oliver sięgając po kubek z kawą stojący na stole.
- Prawie udało ci się pocałować Jackie – parsknęła śmiechem blondynka siedząca na kanapie.
- Tylko powinieneś ją pocałować wtedy, gdy będzie zwrócona twarzą do ciebie, a nie tyłem – powiedział z dziwnym uśmiechem blondyn. - Co nie, Rose?
- Oh, Draco! Daj już spokój, Olkowi! Przynajmniej próbował!
Holly
doszła do wniosku, że blondyn o imieniu Draco jest chłopakiem
Rose, a Rose jest przyjaciółką Olivera i właśnie próbowała go
bronić. Paryżanka słuchała dalej.
- Nie
pamiętasz naszego pierwszego pocałunku? - zaczęła Rose. - Ohh...Pamiętam. Było bosko – powiedział blondyn i pocałował Rose w usta.
Oli
skrzywił się lekko.
- Musicie
się całować przymnie? A tak w ogóle to ja jej wcale nie chciałem
pocałować! - mruknął chłopak. - Ona wciąż uważa mnie za
geja. - A ty ją za lesbijkę – powiedziała Rose. - Pasujecie do siebie.
Po
chwili Draco i Rose parsknęli śmiechem. Oliver tylko odrobinę się
uśmiechnął, a po chwili wstał z fotela i wyszedł z salonu.
Holly
poszła za chłopakiem zamyślona, aż po paru minutach usłyszała
czyjś cichy głos. Odwróciła się.
Otworzyła
powoli oczy. Podniosła szybko głowę, ale zaraz z powrotem położyła
głowę na poduszce. Nadal źle się czuła. Próbowała przypomnieć
sobie sen. Wiedziała, że to miało coś wspólnego z Jacqueline,
ale nie mogła sobie przypomnieć co. Zaklęła cicho.
- Obudziłaś
się – usłyszała gdzieś z boku głos Colina.
Dziewczyna
przechyliła głowę w jego stronę i uśmiechnęła się do niego
lekko.
- Tak.
A ty co tu robisz? Przyszedłeś mnie dobić? - Nie, no co ty – nachylił się nad jej twarzą. - W końcu jestem twoim nauczycielem. A nauczyciel musi dbać o bezpieczeństwo swojej uczennicy.
- Masz zamiar mnie pocałować? - spytała po dłuższej chwili.
- A nawet jeśli to co? - odpowiedział pytaniem na pytanie Gryfon.
- Nico – warknęła. - Jak spróbujesz to dostaniesz w twarz, Miller.
Słowa
Ślizgonki spowodowały, że czarnowłosy odpuścił i usiadł na
krześle przy łóżku naburmuszony. Holly mimo wszystko
zaczerwieniła się lekko. Odwróciła głowę w inną stroną.
- Cholera,
cholera, cholera! - zarówno Ślizgonka jak i Gryfon usłyszeli
rozemocjonowany głos dochodzący z korytarza. - Meetra? - zawołała paryżanka. - Tutaj!
Usłyszeli
kroki, a po chwili w wejściu do Skrzydła Szpitalnego stanęła
Puchonka. Gdy Holly zauważyła wyraz twarzy przyjaciółki była już
pewna, że coś lub ktoś ją zdenerwował.
- Jackie
wyjeżdża, Ja nie opanowałam nowego zaklęcia na OPCM, a Ty! -
Fallchart spojrzała zdziwiona na przyjaciółkę. - Co Ty właściwie
robisz w Skrzydle Szpitalnym? - Straciłam przytomność w bibliotece – mruknęła. - Drugi dzień w szkole, a ja już jestem w szpitalu.
- Ja trafiłem tutaj zaraz po Ceremonii Przydziału jak byłem w pierwszej klasie – powiedział Colin takim tonem jakby to powinno wszystkich zainteresować.
Dziewczyny
spojrzały na niego.
- Zamknij
się! - krzyknęły jednocześnie tak, że chłopak, aż się
skulił. - Zaraz, zaraz! Mówiłaś, że Jackie wyjeżdża. Gdzie? - spytała po chwili Holly.
- Spotkałam ją na Wielkich Schodach. Powiedziała, że dostała wiadomość, że jej stara przyjaciółka jest w psychiatryku. Stwierdziła, że musi ją odwiedzić – powiedziała w dużym skrócie Puchonka.
- Psychiatryk? - oczy Holly zaczęły „świecić”.
- Psychiatryk? - powtórzył, że strachem w oczach Colin.
- Psychiatryk – potwierdziła Meetra. - Mam dziwne wrażenie, że ona sobie coś zrobi.
Ślizgonka
zamyśliła się. Fallchart mogła mieć rację. Jeśli De Flacour
wpadnie w jakieś kłopoty, a będzie sama w tym szpitalu
psychiatrycznym to nikt nie będzie wstanie jej pomóc. Powinnam
tam z nią iść, pomyślała dziewczyna. Tylko w jaki sposób
miałaby się w ogóle ruszyć z łóżka skoro nawet z łóżka nie
mogła wstać?
- Muszę
z nią iść – stwierdziła po chwili Holly. - Niby jak? - Colin spojrzał na nią jak na głupią. - Ledwo co ruszasz głową.
- Weźmiesz mnie na ręce i jakoś pójdzie – odparła po dłuższej chwili Ślizgonka
Suuuuuuuper! I bardzo fajne, bo jest tajemniczy wątek! :) Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńŚwieeetny rozdział, chyba zaczynasz się rozkręcać ;) aż mnie zżera z ciekawości o co w tym chodzi!
OdpowiedzUsuńPilnuj literówek, oprócz tego błędów nie stwierdzam xD