Jackie
zmaterializowała się przed Nicolaus Sanitarium. Był to duży
budynek położony w lesie ogrodzony wysokim murem. Dziewczynie od
razu przypomniały się wszystkie horrory, których akcja dzieje się
właśnie w psychiatrykach. Wzdrygnęła się lekko i podeszła do
żelaznej bramy służącej jako wejście na teren szpitala
psychiatrycznego. Pchnęła ją lekko i skierowała się ku wejściu
do budynku.
W
drodze do drzwi czuła się dziwnie. Jakby ktoś był parę kroków
za nią i ją obserwował. Jednak ilekroć się odwracała nie
widziała nikogo. Zaczęła iść szybciej, aż po chwili była już
w środku.
W
recepcji na szczęście nikogo nie było więc Ślizgonka nie musiała
wymyślać jakichś głupot, aby dostać pozwolenie na widzenie się
z Leną. Skręciła w pierwszy lepszy korytarz rozglądając się we
wszystkie strony. Po chwili obok niej pojawiła się Victoria,
przyłożyła palec do ust i wskazała palcem pokój numer 476.
Jackie spojrzała na nią z wdzięcznością i położyła dłoń na
klamce. Nacisnęła. Jak się spodziewała drzwi były zamknięte.
Wyjęła różdżkę z kieszeni i wycelowała w zamek.
- Alohomora!
- szepnęła.
Zamek
kliknął. Jackie ponownie nacisnęła klamkę. Otworzyła drzwi i
weszła do środka natychmiast zamykając za sobą drzwi. Jej wzrok
od razu powędrował w stronę łóżka na którym spała młoda
Everdeen. Podchodząc do łóżka coraz bardziej się uśmiechała.
Poczuła
radość. Myślała, że już nigdy nie zobaczy Leny – swojej
najlepszej przyjaciółki. Ale po tych wszystkich tygodniach udało
jej się – a właściwie Vicki – odnaleźć Gryfonkę.
Po
chwili wahania czarnowłosa usiadła na jej łóżku. Dotknęła
dłonią jej policzka. Wciąż nie wierzyła, że Lena naprawdę tu
jest. To była niemożliwe, a mimo to było prawdziwe. Jackie
pomyślała, że jeśli to Bóg spowodował to, że znowu się
spotkały to jest mu naprawdę, ale to naprawdę wdzięczna.
Odsunęła
dłoń od policzka dziewczyny, a ta mruknęła coś przez sen.
Najwyraźniej wybudzała się ze snu. Ślizgonka patrzyła na nią
wyczekująco. Gryfonka otworzyła jedno, a potem drugie oko. Gdy
zobaczyła Jacqueline podniosła się szybko. Widać było, że jest
trochę przestraszona.
- Co
ty tu robisz? - spytała. - Przyszłam się z tobą zobaczyć – powiedziała jak gdyby nigdy nic. - Vicki podobno „wyczuła coś” i znalazła ciebie w tym psychiatryku.
- Musisz stąd iść – powiedziała od razu Lena.
- Co? - spytała zdziwiona. - Nie mam zamiaru stąd iść!
- Musisz stąd iść, Jackie! - krzyknęła Gryfonka. - Jeśli chcesz żyć musisz uciekać.
Zanim
dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć światło w pokoju
zgasło. Ślizgonka znowu poczuła się obserwowana. Jednak nie przez
Lenę, ale przez kogoś innego. Kogoś kto był oprócz nich w tym
pomieszczeniu.
- Powiedz,
że masz ze sobą różdżkę – powiedziała zdenerwowana
pacjentka szpitala psychiatrycznego. - Eee, jasne, że mam – odparła od razu Francuzka.
- Próbujesz mnie pocieszyć?
- Mam różdżkę – warknęła czarnooka.
Po
chwili w pokoju pojawiły się trzy osoby. Wszystkie zakapturzone
trzymały jakieś dziwne kije w dłoniach. Jedna z postaci podeszła
do dziewczyn. Jackie powoli wyjęła różdżkę.
- Dobra
robota, Everdeen – powiedziała z nieukrywaną radością. - Jutro
ktoś z naszych zabierze cię z tego miejsca. - Nie sądzę, Ignis – odparła Gryfonka i wyrwała z dłoni Ślizgonki różdżkę. - Drętwota!
Strumień
czerwonego światła uderzył prosto w Ignis pozbawiając ją
przytomności. Jedna postać uklękła przy kobiecie by przywrócić
jej przytomność. Druga zaś podeszła do Leny i Jackie.
Dziewczyny
cofnęły się, aż dotknęły plecami ściany. Musiały szybko stąd
zniknąć, a nie mogły zaryzykować bezpieczeństwa innych
pacjentów. Pozostawała więc teleportacja. Złapały się za ręce
i zniknęły.
Zaraz
po teleportacji uczennic Hogwartu Ignis była już przytomna. Dwie
postacie które przybyły tu z nią wytłumaczyły jej co się stało.
Kobieta spojrzała na postacie wściekła. Gdyby mogła zabijać
spojrzeniem ci ludzie byliby już martwi.
- Spalcie
to miejsce! Niech zostaną tylko zgliszcza! - krzyknęła i zniknęła.
Na
szczęście pomoc Colina nie była potrzebna Holly, ponieważ gdy ta
już przymierzała się do tego by wejść Gryfonowi na plecy
pojawiła się Pani Pomfrey, która przyniosła Ślizgonce lekarstwo.
Dziewczyna już parę minut po wypiciu eliksiru czuła się lepiej i
miała siły na szukanie Jackie.
- To
gdzie ją ostatni raz widziałaś? - spytała Holly, Meetrę. - Na Wielkich Schodach. Chyba chciała wyjść na szkolne błonia – odparła Puchonka.
- Założę się, że Jacqueline siedzi sobie teraz z tą swoją koleżanką i popija Piwo Kremowe – wtrącił się Colin. - Zresztą nawet nie wiemy, gdzie jej szukać.
- Zamkniesz się wreszcie czy sama mam cię uciszyć?! - podniosła głos Holly.
To
uciszyło Gryfona. Mimo wszystko chłopak miał trochę racji. Jedyne
co wiedzieli to to, że koleżanka Jackie była w jakimś szpitalu
psychiatrycznym i to tam właśnie udała się Ślizgonka.
- Wiecie
co chyba wiem kto może nam pomóc! - powiedziała nagle Meetra i
weszła do pierwszej lepszej sali.
Colin
i Holly spojrzeli po sobie, westchnęli i poszli za Puchonką. Jak
się okazało była to klasa Transmutacji, która stała teraz pusta.
Brązowowłosa usiadła ze skrzyżowanymi nogami przed tablicą i
zawołała:
- Wzywam
cię w imię Jacqueline Madeline De Flacour, Victorio! Powiedz nam w
jakie miejsce udała się Jackie.
Gryfon
cofnął się lekko przestraszony, a Holly uśmiechała się jak
głupia. Meetra chyba robiła sobie z nich żarty. Po chwili jednak
kreda leżąca przy tablicy podniosła się i zaczęła przesuwać
niezgrabnie po tablicy tworząc napis: NICOLAUS SANITARIUM.
Ślizgonka cofnęła się.
Szarooka
kiwnęła głową i wstała z ziemi. Uśmiechnęła się do
znajomych.
- To
co idziemy?
Spojrzeli
na siebie i kiwnęli głową, a po chwili cała trójka była na korytarzu idąc w stronę pobliskiego lasu.
- Zaraz,
zaraz! Wy chcecie iść do Zakazanego Lasu? - spytał Colin. - Tak – potwierdziła obawy chłopaka, Holly. - Dlatego, że...
- Dlatego, że są tylko dwa znane mi wyjścia poza teren szkoły. Brama główna i ruiny w Zakazanym Lesie – dokończyła Meetra.
- Ale wy nie możecie tam iść! To wbrew regulaminowi! - powiedział Gryfon.
Dziewczyny
tylko kiwnęły głową i weszły do Zakazanego Lasu. Jak
one mogą być takie głupie!? Przecież w lesie mogą natknąć się
na centaury, jednorożce, a nawet wampiry!
pomyślał Colin, ale po chwili wahania pobiegł za nimi.
Lena i Jackie
pojawiły się w jakiejś klatce schodowej. Gdy tylko wylądowały,
Lena zgięła się w pół i upadła na ziemię. Czarnowłosa przez
chwilę się uśmiechała, aż zauważyła, że zarówno z ramienia
jak i z brzucha dziewczyny leci krew. Uklękła przy dziewczynie.
Najwyraźniej Gryfonka rozszczepiła się podczas teleportacji. W
końcu od dawna nie miała kontaktu ze światem czarodziei.
- Pomocy! -
krzyknęła Ślizgonka nie wiedząc co robić. - Proszę!
De
Flacour przyłożyła dłoń do rany na ramieniu przyjaciółki by
choć częściowo zatamować krwawienie. Dziewczyna nie była na to
przygotowana. Nie miała ze sobą nic co mogłoby jej pomóc wyleczyć
przyjaciółkę.
Nagle
Francuzka usłyszała, że ktoś zbiega z piętra nad nimi, a po
chwili na schodach dostrzegła szczupłą dziewczynę z blond włosami i błękitnymi oczami. Świetnie! Duża kamienica i kto mi pomaga? Blondynka wyglądająca jak super modelka, pomyślała Jackie.
- Spokojnie. Pomożemy jej. - Kim, kim Ty jesteś? - spytała Jacqueline. Kojarzyło skądś tę dziewczynę, ale nie wiedziała skąd.
- Jestem Sara Black – odparła prowadząc Ślizgonkę do swojego mieszkania.
Straaaasznie krótki, mam nadzieję że przynajmniej będziesz szybko pisał xD
OdpowiedzUsuńCiekawe... Odkąd zobaczyłam w Twojej sygnaturce na potterwarcie, że masz bloga miałam ochotę go przeczytać. I przeczytałam :D Czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńOj Oliver Oliver :D Oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuńEvanna Lovegood ;)
Evie? To ty czytasz moje opowiadanie?!
UsuńJak miło :)