Rozdział IV


Jackie zmaterializowała się przed Nicolaus Sanitarium. Był to duży budynek położony w lesie ogrodzony wysokim murem. Dziewczynie od razu przypomniały się wszystkie horrory, których akcja dzieje się właśnie w psychiatrykach. Wzdrygnęła się lekko i podeszła do żelaznej bramy służącej jako wejście na teren szpitala psychiatrycznego. Pchnęła ją lekko i skierowała się ku wejściu do budynku.
W drodze do drzwi czuła się dziwnie. Jakby ktoś był parę kroków za nią i ją obserwował. Jednak ilekroć się odwracała nie widziała nikogo. Zaczęła iść szybciej, aż po chwili była już w środku.
W recepcji na szczęście nikogo nie było więc Ślizgonka nie musiała wymyślać jakichś głupot, aby dostać pozwolenie na widzenie się z Leną. Skręciła w pierwszy lepszy korytarz rozglądając się we wszystkie strony. Po chwili obok niej pojawiła się Victoria, przyłożyła palec do ust i wskazała palcem pokój numer 476. Jackie spojrzała na nią z wdzięcznością i położyła dłoń na klamce. Nacisnęła. Jak się spodziewała drzwi były zamknięte. Wyjęła różdżkę z kieszeni i wycelowała w zamek.
- Alohomora! - szepnęła.
Zamek kliknął. Jackie ponownie nacisnęła klamkę. Otworzyła drzwi i weszła do środka natychmiast zamykając za sobą drzwi. Jej wzrok od razu powędrował w stronę łóżka na którym spała młoda Everdeen. Podchodząc do łóżka coraz bardziej się uśmiechała.
Poczuła radość. Myślała, że już nigdy nie zobaczy Leny – swojej najlepszej przyjaciółki. Ale po tych wszystkich tygodniach udało jej się – a właściwie Vicki – odnaleźć Gryfonkę. 
Po chwili wahania czarnowłosa usiadła na jej łóżku. Dotknęła dłonią jej policzka. Wciąż nie wierzyła, że Lena naprawdę tu jest. To była niemożliwe, a mimo to było prawdziwe. Jackie pomyślała, że jeśli to Bóg spowodował to, że znowu się spotkały to jest mu naprawdę, ale to naprawdę wdzięczna.
Odsunęła dłoń od policzka dziewczyny, a ta mruknęła coś przez sen. Najwyraźniej wybudzała się ze snu. Ślizgonka patrzyła na nią wyczekująco. Gryfonka otworzyła jedno, a potem drugie oko. Gdy zobaczyła Jacqueline podniosła się szybko. Widać było, że jest trochę przestraszona.
- Co ty tu robisz? - spytała. 
- Przyszłam się z tobą zobaczyć – powiedziała jak gdyby nigdy nic. - Vicki podobno „wyczuła coś” i znalazła ciebie w tym psychiatryku.
- Musisz stąd iść – powiedziała od razu Lena. 
- Co? - spytała zdziwiona. - Nie mam zamiaru stąd iść!
- Musisz stąd iść, Jackie! - krzyknęła Gryfonka. - Jeśli chcesz żyć musisz uciekać.
Zanim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć światło w pokoju zgasło. Ślizgonka znowu poczuła się obserwowana. Jednak nie przez Lenę, ale przez kogoś innego. Kogoś kto był oprócz nich w tym pomieszczeniu.
- Powiedz, że masz ze sobą różdżkę – powiedziała zdenerwowana pacjentka szpitala psychiatrycznego. 
- Eee, jasne, że mam – odparła od razu Francuzka.
- Próbujesz mnie pocieszyć? 
- Mam różdżkę – warknęła czarnooka.
Po chwili w pokoju pojawiły się trzy osoby. Wszystkie zakapturzone trzymały jakieś dziwne kije w dłoniach. Jedna z postaci podeszła do dziewczyn. Jackie powoli wyjęła różdżkę.
- Dobra robota, Everdeen – powiedziała z nieukrywaną radością. - Jutro ktoś z naszych zabierze cię z tego miejsca. 
- Nie sądzę, Ignis – odparła Gryfonka i wyrwała z dłoni Ślizgonki różdżkę. - Drętwota!
Strumień czerwonego światła uderzył prosto w Ignis pozbawiając ją przytomności. Jedna postać uklękła przy kobiecie by przywrócić jej przytomność. Druga zaś podeszła do Leny i Jackie.
Dziewczyny cofnęły się, aż dotknęły plecami ściany. Musiały szybko stąd zniknąć, a nie mogły zaryzykować bezpieczeństwa innych pacjentów. Pozostawała więc teleportacja. Złapały się za ręce i zniknęły.
Zaraz po teleportacji uczennic Hogwartu Ignis była już przytomna. Dwie postacie które przybyły tu z nią wytłumaczyły jej co się stało. Kobieta spojrzała na postacie wściekła. Gdyby mogła zabijać spojrzeniem ci ludzie byliby już martwi.
- Spalcie to miejsce! Niech zostaną tylko zgliszcza! - krzyknęła i zniknęła.
Na szczęście pomoc Colina nie była potrzebna Holly, ponieważ gdy ta już przymierzała się do tego by wejść Gryfonowi na plecy pojawiła się Pani Pomfrey, która przyniosła Ślizgonce lekarstwo. Dziewczyna już parę minut po wypiciu eliksiru czuła się lepiej i miała siły na szukanie Jackie.
- To gdzie ją ostatni raz widziałaś? - spytała Holly, Meetrę. 
- Na Wielkich Schodach. Chyba chciała wyjść na szkolne błonia – odparła Puchonka.
- Założę się, że Jacqueline siedzi sobie teraz z tą swoją koleżanką i popija Piwo Kremowe – wtrącił się Colin. - Zresztą nawet nie wiemy, gdzie jej szukać. 
- Zamkniesz się wreszcie czy sama mam cię uciszyć?! - podniosła głos Holly.
To uciszyło Gryfona. Mimo wszystko chłopak miał trochę racji. Jedyne co wiedzieli to to, że koleżanka Jackie była w jakimś szpitalu psychiatrycznym i to tam właśnie udała się Ślizgonka.
- Wiecie co chyba wiem kto może nam pomóc! - powiedziała nagle Meetra i weszła do pierwszej lepszej sali.
Colin i Holly spojrzeli po sobie, westchnęli i poszli za Puchonką. Jak się okazało była to klasa Transmutacji, która stała teraz pusta. Brązowowłosa usiadła ze skrzyżowanymi nogami przed tablicą i zawołała:
- Wzywam cię w imię Jacqueline Madeline De Flacour, Victorio! Powiedz nam w jakie miejsce udała się Jackie.
Gryfon cofnął się lekko przestraszony, a Holly uśmiechała się jak głupia. Meetra chyba robiła sobie z nich żarty. Po chwili jednak kreda leżąca przy tablicy podniosła się i zaczęła przesuwać niezgrabnie po tablicy tworząc napis: NICOLAUS SANITARIUM. Ślizgonka cofnęła się.
Szarooka kiwnęła głową i wstała z ziemi. Uśmiechnęła się do znajomych.
- To co idziemy?
Spojrzeli na siebie i kiwnęli głową, a po chwili cała trójka była na korytarzu idąc w stronę pobliskiego lasu.
- Zaraz, zaraz! Wy chcecie iść do Zakazanego Lasu? - spytał Colin. 
- Tak – potwierdziła obawy chłopaka, Holly. - Dlatego, że...
- Dlatego, że są tylko dwa znane mi wyjścia poza teren szkoły. Brama główna i ruiny w Zakazanym Lesie – dokończyła Meetra. 
- Ale wy nie możecie tam iść! To wbrew regulaminowi! - powiedział Gryfon.
Dziewczyny tylko kiwnęły głową i weszły do Zakazanego Lasu. Jak one mogą być takie głupie!? Przecież w lesie mogą natknąć się na centaury, jednorożce, a nawet wampiry! pomyślał Colin, ale po chwili wahania pobiegł za nimi.
Lena i Jackie pojawiły się w jakiejś klatce schodowej. Gdy tylko wylądowały, Lena zgięła się w pół i upadła na ziemię. Czarnowłosa przez chwilę się uśmiechała, aż zauważyła, że zarówno z ramienia jak i z brzucha dziewczyny leci krew. Uklękła przy dziewczynie. Najwyraźniej Gryfonka rozszczepiła się podczas teleportacji. W końcu od dawna nie miała kontaktu ze światem czarodziei.
- Pomocy! - krzyknęła Ślizgonka nie wiedząc co robić. - Proszę!
De Flacour przyłożyła dłoń do rany na ramieniu przyjaciółki by choć częściowo zatamować krwawienie. Dziewczyna nie była na to przygotowana. Nie miała ze sobą nic co mogłoby jej pomóc wyleczyć przyjaciółkę.
Nagle Francuzka usłyszała, że ktoś zbiega z piętra nad nimi, a po chwili na schodach dostrzegła szczupłą dziewczynę z blond włosami i błękitnymi oczami. Świetnie! Duża kamienica i kto mi pomaga? Blondynka wyglądająca jak super modelka, pomyślała Jackie.
- Spokojnie. Pomożemy jej. 
- Kim, kim Ty jesteś? - spytała Jacqueline. Kojarzyło skądś tę dziewczynę, ale nie wiedziała skąd.
- Jestem Sara Black – odparła prowadząc Ślizgonkę do swojego mieszkania.

4 komentarze:

  1. Straaaasznie krótki, mam nadzieję że przynajmniej będziesz szybko pisał xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe... Odkąd zobaczyłam w Twojej sygnaturce na potterwarcie, że masz bloga miałam ochotę go przeczytać. I przeczytałam :D Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj Oliver Oliver :D Oby tak dalej :)


    Evanna Lovegood ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Evie? To ty czytasz moje opowiadanie?!
      Jak miło :)

      Usuń