Rozdział IX

Meetra, Colin, Lena i Jackie siedzieli w Skrzydle Szpitalnym przy łóżku Holly czekając, aż zacznie. Wszyscy chcieli znać odpowiedzieć na to pytanie: Co się z nią dzieje? Dlaczego czasami traci kontakt z rzeczywistością? Blondynka zamiast zacząć opowiadać wodziła po wszystkich zebranych trochę przestraszonym wzrokiem. Mimo iż była zdecydowana o wszystkim opowiedzieć przyjaciołom to nadal się trochę bała. Po chwili poczuła, że ktoś dotyka jej dłoni. To Miller uścisnął jej dłoń. Ten gest dodał jej odwagi. Wzięła głęboki oddech.
- Na pewno chcecie wiedzieć co się zemną dzieje?
Kiwnęli głową. Teraz nie było już odwrotu.
- To się zaczęło parę godzin po Ceremonii Przydziału. Wtedy miałam pierwszą wizję. Widziałem jakąś parę w szkolnej kuchni. Nie słyszałam o czym mówili, a potem znalazła mnie Meetra i jakby...wyrwała mnie z tej wizji. Ona zaczęły się powtarzać coraz częściej i były coraz bardziej wyraźne, za każdym razem widziałam innych ludzi w innym miejscu.
- Kogo na przykład widziałaś? - spytała Jackie wbijając w koleżankę szeroko otwarte oczy.
- Widziałam Scatty Shadows, Dracona, Rose i Olivera - powiedziała cicho.
De Flacour spojrzała z przerażeniem na Lenę. To było nieprawdopodobne. Wręcz niemożliwe. Smith zauważyła to spojrzenie, aż po trwającej parę chwil ciszy zapytała:
- Wy coś wiecie, prawda?
- Znałyśmy ich wszystkich - odparła Lena. - Oni byli Członkami Zakonu Feniksa.
- Zakonu Feniksa? - mruknął Colin. - Chodzi wam o tę organizację, która w czasie ostatniej wojny walczyła przeciwko Śmierciożercom i Voldemortowi?
- Tak. I mimo iż wojna się skończyła Ja i Jackie nadal należymy do tej organizacji. Właściwie to tylko Jackie bo ja do niedawna byłam uważana za martwą - powiedziała z lekką pretensją Everdeen.
- Za martwą?! - podniosła głos Meetra. - Jak to za martwą?
- Nie zrozumiesz. To jest naprawdę skomplikowana sprawa. To wszystko jest ze sobą powiązane, rozumiesz Fallchart? To, że dziewczyny spotkały Śmierciożerców w San Francisco, wizje Holly w których widzi byłych Członków Zakonu. To wszystko jest powiązane! - powiedziała Lena próbując powstrzymać łzy napływające do jej oczu.
- Powiązane z czym? - odezwała się Paryżanka.
- Z nocą podczas której oni wszyscy umarli.
Holly zamknęła usta i spuściła wzrok. Nie wiedziała, że oni nie żyją. Owszem podejrzewała, że te wszystkie wizje dotyczą przeszłości, ale to co powiedziała Lena. To była dla niej nowość. Westchnęła cicho. Nie wiedziała, że pójście do Hogwartu będzie się wiązało z takimi problemami. Sądziła, że po prostu pozna fajnych ludzi, ukończy Szkołę Magii i Czarodziejstwa z miarę dobrymi stopniami i zacznie wieść normalne, zwykłe życie w mugolskim świecie.
 http://25.media.tumblr.com/f50e9fd50776820937215d90de50b7c4/tumblr_mn1z4hPilJ1rjzaoso1_500.gif
Drake wszedł do swojego gabinetu i szybko zasłonił okna. O tej porze wszyscy po za jego osobistymi strażnikami spali, a on poprosił ich by nie wchodzili do tego pokoju przez najbliższe parę godzin. Musiał przekazać najnowsze informacje swojemu szefowi. Machnął ręką w stronę szafy stojącej pod ścianą, a po chwili mebel przesunął się w bok ukazując to co krył za sobą. Otóż na ścianie powieszone było stare duże lustro przez które czarnowłosy chłopak mógł się kontaktować ze swoim panem i władcą. Wszystko potoczyło się szybciej niż podejrzewali. Bernard nie stawiał żadnego oporu, ani w chwili schwytania przez Śmierciożerców, ani w chwili w której go zabił. A to oznaczało przyśpieszenie wszystkiego co mogło spowodować małe problemy lub podejrzenia Szczątków. W końcu pokazał im ich własną przyszłość i obiecał, że jeśli do niego dołączą ona się spełni. Oczywiście nie była to do końca prawda. Przyszłość, którą im pokazał była jedną z wielu wersji ich losu. Mogła się spełnić lub nie. Ale potrzebowali Śmierciożerców do tego planu. Była wśród nich masa bardzo dobrze wyszkolonych czarodziei. Jasne, że Członkowie Zakonu Feniksa byliby lepsi od nich, ale zdobycie ich zaufania mogło potrwać całe miesiące czyli zdecydowanie za długo. Po chwili Drake zaczął wypowiadać starożytne zaklęcie dzięki, któremu będzie mógł się skontaktować ze swoim mistrzem. Zaczął mówić po łacinie z każdym kolejnym słowem coraz szybciej i szybciej, aż powierzchnia lustra przestała odbijać jego twarz, a zamiast tego pokazała coś innego. Inny świat. Czarne wyspy na których nie było żadnych rzek, ani roślin. Wyspy otoczone były jednym wielkim oceanem lawy. Chłopak skrzywił się. Mimo iż widział ten krajobraz już wiele razy wciąż trudno było mu do niego przywyknąć. W końcu to nie był normalny widok, prawda? Nagle krajobraz zniknął, a zastąpił go mrok z którego po chwili wyłonił się mistrz Drake - Tanatos. Grecki bóg śmierci. Mimo iż Drake pracował dla niego od lat nie wiedział dlaczego został zamknięty w podziemnym świecie lub jak inni woleli - piekle. Może nie chciał wiedzieć? Po prostu wykonywał rozkazy.
Wysoka postać w czarnych szatach nosząca przeróżne naszyjniki i pierścienie z różnych stron ziemskiego świata (Drake uważał, że jego mistrz wierzy iż przyniosą mu szczęście) podeszła s jeszcze bliżej.
- Panie - powiedział głośno unosząc lekko głowę w stronę lustra.
- Drake? Cóż to za informacje masz dla mnie o tej porze? W twoim świecie jest teraz już po północy, nieprawdaż? - powiedział.
- Tak, panie. Możemy już przejść do fazy drugiej naszego planu. Bernard nie żyje, a Śmierciożercy...no cóż. Robią to co rozkażę im ja i moi strażnicy.
- Nie stawiaj żadnego oporu? - spytał zdzwiony.
- Nie. Był już stary. Starszy niż wtedy, gdy widziałem go po raz ostatni.
- Czy udało mu się skontaktować z Holly Smith?
- Nie sądzę. Smith nie wytknęła nosa z Hogwart od czasu San Francisco. Najwyraźniej się boi o swoje życie.
- Albo ma plan.
- To znaczy? 
- Holly siedzi w Hogwarcie to prawda, ale w Hogwarcie na pewno ma przyjaciół w tym naszą Lenę Everdeen, która zdradziła nas przy pierwszej lepszej okazji. A na dodatek w tej szkole nadal są Członkowie Zakonu Feniksa - powiedział Tanatos.
- Co więc sugerujesz, Panie?
- Zbierz Śmierciożerców, a ja postaram się wysłać do ciebie paru moich strażników. Gdy już będziesz miał wszystkich we Dworze zaatakujecie Ministerstwo Magii. 
- Ministerstwo Magii?! To samobójstwo! Tam będzie pełno Aurorów i cywilów.
- No właśnie. Jeśli Zakon nadal chce chronić świat czarodziei będzie musiał się tam pojawić, a przy odrobinie szczęścia przybędzie tam też i Holly Smith.
- Chcesz bym ją porwał?
- Tak, Drake. Tego właśnie pragnę.
Chłopak kiwnął głową i wstał z podłogi. Ponownie wymówił zaklęcie po łacinie kończąc połączenie. Przesunął szafę tam, gdzie wcześniej i usiadł przy biurku. Musiał zaplanować atak na Ministerstwo Magii.
http://media.tumblr.com/tumblr_m3cuk7tThl1qjji23.gif
Rozmowa w Skrzydle Szpitalnym trwała już od paru godzin. Holly wyjawiła wszystko co wiedziała na temat własnych wizji, a Everdeen i De Flacour powiedziały kto konkretnie umarł "tamtej nocy".
 - Ale kiedy oni umarli? - spytała Meetra chcąc wyciągnąć z Leny tyle informacji ile mogła.
- W Marcu - odpowiedziała za przyjaciółkę, Jackie. - Dzień przed naszym pierwszym spotkaniem.
- Wszyscy w ciągu jednego dnia - zadała kolejne pytanie Puchonka. - Jak?
- Przeze mnie. Uległam i umarli wszyscy moi przyjaciele.
- A Lena?
- U mnie sytuacja była zupełnie inna. Pojawiłam się tam jako pierwsza i jakimś cudem najmniej oberwałam.
- "Tam" to znaczy, gdzie? - spytała Holly zerkając na Colina, który w ogóle się nie odzywał tylko wszystko dokładnie notował w swoim notesie.
- W Stonehenge - powiedziała Lena.
Jackie spojrzała ze złością na przyjaciółkę. Wiedziała co będzie musiała zrobić jeśli Gryfonka powie wszystko co wie na temat wydarzeń w tamtym miejscu. Madeline będzie musiała wszystko opowiedzieć. A to może jej sprawić naprawdę duży ból.
- W Ston... - zaczęła zdziwiona Meetra.
- Wiecie co ja już sobie pójdę. I tak chyba nie jestem wam do niczego potrzebny - powiedział Colin z wymuszonym uśmiechem i ruszył szybko ku wyjściu ze Skrzydła Szpitalnego.
Gdy za chłopakiem zamknęły się drzwi w pokoju nastała nienaturalna cisza i wszyscy spojrzeli na Holly czekając na coś.
- Co?! - spytała zdziwiona dziewczyna.
- Idź za nim - powiedziała Meetra.
- Dlaczego? Nie widzisz tego?
- Czego?
- Proszę cię! Podobasz mu się. Próbował cię pocałować w San Francisco, a ty, że tak powiem go odrzuciłaś. Założę się, że nie dotykałaś w ogóle tego tematu na waszych "lekcjach dodatkowych".
- Naprawdę myślicie, że ja mogę się mu podobać? Mam piętnaście lat. Dopiero w tym roku zaczęłam studiować magię w Hogwarcie, a On? Ma siedemnaście lat, za rok skończy Hogwart i już być może go więcej nie zobaczę. Po co zaczynać coś co i tak się skończy za parę miesięcy.
- Tego nie wiesz, Holly. A może warto spróbować mimo iż być może będziesz po tym cierpieć - wtrąciła się Jackie.
Blondynka westchnęła. Może dziewczyny miały rację? Może powinna ten jeden raz spróbować? A co jeśli powtórzy się sytuacja z... Zagryzła wargę i popatrzyła na drzwi. Wstała powoli i skinęła głową. Chciała spróbować.

Colin szedł korytarzem zastanawiając się którą drogą najszybciej wróci do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Był zły na Holly. Nie dość, że w ogóle nie porozmawiali o ich "pocałunku" to ignorowała go przez prawie całą ich dyskusje w Skrzydle Szpitalnym i nie powiedziała mu o swoich wizjach. Przecież mógł chociaż spróbować jej pomóc, gdyby tylko mu o nich powiedziała. Był jej kolegą to prawda, ale był też dobrym czarodziejem i jej nauczycielem. Po chwili usłyszał, że drzwi od Skrzydła zostają otwarte. Pewnie Meetra, albo Jackie poszły za nim, żeby go znowu zaciągnąć do sali. Co to to nie. Odwrócił się i zobaczył Holly idącą powoli ku niemu. Mimo, że przez prawie pół dnia była w SS i tak jego zdaniem była piękna. Bez makijażu, bez jakichś fajnych ubrań. Podobała mu się nawet teraz. W mundurku z nieuczesanymi włosami. Uśmiechnął się delikatnie i poszedł do niej.
- Cześć Colin - zaczęła nieśmiało Holly. - Wiesz nie musiałeś wcale wycho...
Chłopak przerwał jej wypowiedź pocałunkiem. Dziewczyna przyciągnęła go do siebie przedłużając pocałunek o parę sekund. Gdy się od siebie odsunęli oboje się szczerze do siebie uśmiechali.
- Wcale nie musiałeś wychodzić, wiesz?
- Wiem. Ale byłem ciekaw czy za mną pójdziesz - odparł.
Paryżanka przekręciła oczami i złapała go za rękę.
- Pójdziemy gdzieś, Miller?
- Gdzie na przykład, Smith?
- Nad Czarne Jezioro, Miller?
- Jesteś pewna, Smith?
- Tak. Po raz pierwszy od dawna jestem czegoś naprawdę pewna, Colin. 

3 komentarze:

  1. Niech Cię szklak! Dwa rozdziały dodałeś, a w żadnym nie powiedziałeś co się stało z nimi w Stonehenge. To niesprawiedliwe! Jutro ma być następny, w którym wszystko dokładnie opowiesz xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww... Końcówka najlepsiejsza! <3
    Ale czemu nie wyjaśniłeś tej nocy?! CZEMU?!
    teraz siadasz i piszesz następny! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja chcę wiedzieć co dalej, no! A raczej co WCZEŚNIEJ, bo to chyba ważniejsze... W końcu moja Scatty umarła! Pisz ty wredny człowieku, a nie porządnych ludzi w niepewności trzymasz!
    Końcówka jest taka sweeeeeeeet, że ojej. Nie wiem, co napisać :3

    Gratulacje, błędów dużo, dużo mniej niż ostatnio :)

    Och, no i ogromniasty plus za wątek z mitologii greckiej <3

    OdpowiedzUsuń