Rozdział VI

Meetra zaraz po dostaniu wiadomości od Jacqueline przyniesionej przez jej patronusa zabrała przyjaciół do mieszkania Sary Black w San Francisco. Na szczęście ani ona, ani Holly i Colin nie rozszczepili się w czasie teleportacji.
Puchonka nacisnęła klamkę drzwi mieszkania i z zaskoczeniem stwierdziła, że są otwarte. Zmarszczyła brwi i weszła do środka. Stanęli w małym korytarzu w mieszkaniu. Gryfon wciągnął głośno powietrze do płuc.
- Na pewno dobrze trafiliśmy? Śmierdzi wielbłądem – skomentował Miller.
Szarooka i Holly parsknęły głośnym śmiechem. Trójka uczniów Hogwartu wkroczyła do salonu. Koleżanka Jackie ze szpitala psychiatrycznego była już przytomna i leżała teraz na kanapie oglądając wraz z De Flacour oraz Venero jakieś dziwne romansidło w telewizji.
- Czy my jesteśmy tutaj w ogóle potrzebni? - spytała po chwili Meetra patrząc po dziewczynach oglądających film. 
- To takie romantyczne – powiedziała nagle Lily zupełnie ignorując pytanie Puchonki.
Trójka uczniów Hogwartu spojrzała na telewizor i zmarszczyła brwi.
- Ten facet z siekierą musi zabić swoją dziewczynę bo inaczej szef mafii go zabije, a on mówi, że ją kocha, a potem odcina jej głowę – powiedziała Lilianna. 
- To jest najlepsze horror/romans jaki w życiu oglądałem! - Jackie zaczęła płakać i przytuliła się do dziewczyny.
Lena Everdeen widząc reakcje swojej najlepszej przyjaciółki ukryła twarz w dłoniach, a po chwili zwróciła głowę w stronę Holly. Jej wyraz twarzy mówił tylko jedną rzecz: „zabierzcie mnie stąd”. Meetra stłumiła westchnienie, podeszła do Jacqueline i zaczęła coś do niej mówić. Niestety Ślizgonka ignorowała ją i uparcie patrzyła się w ekran telewizora.
Po chwili Colin dołączył do Puchonki i próbował odciągnąć Jackie od telewizora. Holly uśmiechnęła się i po chwili wahania weszła w głąb mieszkania, aż weszła do małego pokoju. W pomieszczeniu było jednoosobowe łóżko, duża szafa na ubrania i biurku na którym leżał laptop. Na ścianach były porozwieszane różne zdjęcia przedstawiające grupę osób. Z lekkim zaskoczeniem stwierdziła, że rozpoznaje parę miejsc. Rozpoznała Wielką Salę, błonia szkolne, korytarz na VII piętrze i Zakazany Las.
Ślizgonka usiadła na łóżku i spojrzała w sufit. Zmarszczyła brwi. Sufit także był cały w zdjęciach jednak nie z Hogwartu. Były to zdjęcia Sary. Na paru zdjęciach dziewczyna zauważyła kobietę i mężczyznę razem z panną Black. Pewnie to byli jej rodzice.
Nagle usłyszała krzyki i jęki dochodzące z salonu. Wstała z łóżka i pobiegła w tamtą stronę mając nadzieje, że nie stało się nic złego i to tylko Jackie i Lily dramatyzują z powodu tego co się działo w filmie.
Oczywiście Holly się pomyliła. Gdy doszła do salonu wszyscy biegali wokół kanapy pomagając Lenie której stan nagle się pogorszył. Meetra klęła głośno. Niektóre słowa brzmiały tak zabawnie, że gdyby nie sytuacja to Ślizgonka parsknęłaby śmiechem.
Po chwili do salonu razem z wielkimi apteczkami wbiegły Lily i Sara. Po krótkiej chwili obie stwierdziły, że nie mają dyptamu.
- Jak to nie macie Dyptamu!? - krzyknął Colin. - Przecież to jest podstawowy składnik eliksirów uzdrawiających!? 
- Skończył się! Dodajemy go do eliksirów, które robimy kiedy mamy kaca po imprezach. A w tym tygodniu trochę poimprezowałyśmy no i skończył się – mruknęła Lilianna.
Rana znowu pojawiła się na ramieniu i na brzuchu Leny. Dziewczyna coraz mocniej krwawiła.
- Szlag! Nic nie zrobimy bez dyptamu – krzyknęła po dłuższej chwili Sara. - Wy musicie iść po dyptam na plac.
 
Mówiąc do wskazywała na Holly, Meetrę i Jackie.
- Ale gdzie mamy szukać dyptamu? To nie jest Londyn, to nie jest Hogwart! To jest San Francisco – powiedziała poddenerwowana Meetra. 
- Idźcie na najbliższy plac. Sklep ze składnikami do eliskirów prowadzi rodzina czarodziejów. Sklep jest pomiędzy budynkami gdzie sprzedają lamy i wielbłądy.
Dziewczyny nie wiedziały czy uznać to za żart. Lilianna jednak szybko wróciła do przeszukiwania apteczki. Meetra mruknęła coś pod nosem i złapała dziewczyny za rękę. Teleportowały się i zniknęły.
Uczennice Hogwartu pojawiły się na placu na szczęście nie wzbudzając jakiejś ogromnej sensacji. Rozejrzały się i po chwili zauważyły po drugiej stronie ulicy mały budynek obok którego stały dwa budynki na których banerach reklamowych znajdował się ogromny wielbłąd i ogromna lama.
- Czy jak już zdobędziemy dyptam to będę mogła kupić sobie lamę? - spytała głosem małego dziecka Jackie. 
- A nie wolisz wielbłąda?
- One śmierdzą i są za duże do pokoju w lochach – powiedziała Francuzka.
- Mówisz jak Colin – mruknęła Holly i ruszyła w stronę sklepu.
Gdy weszły do środka blondynka od razu poczuła zapach przeróżnych kwiatów i eliksirów. Meetra i Jackie podeszły do mężczyzny w podeszłym wieku siedzącym za ladą, a w tym samym czasie młoda paryżanka weszła między półki rozglądając się z zachwytem.
Po paru minutach dotarła do kącika dla dzieci. Stał tu mały stolik na którym był blok rysunkowy oraz kredki. Blondynka usiadła przy stoliku i zaczęła przeglądać rysunki dzieci które kiedyś odwiedziły ten sklep, gdy odpłynęła.

Holly otworzyła oczy i rozejrzała się. Była w sklepie z eliksirami, ale wyglądał on trochę inaczej. Wyglądał na nowszy. Tym razem była pewna, że to nie żadne przywidzenia, fatamorgana czy coś podobnego. To była wizja. Blondynka wstała od stolika i podeszła do okna. Plac był pełny ludzi. Najwyraźniej trwał jakiś dzień targowy. Jednak uwagę dziewczyny przykuła może dziesięcioletnia ruda dziewczynka idąca wraz z ojcem w stronę sklepu w którym właśnie była.
Weszli do środka, a mężczyzna powiedział coś do dziewczynki. Ta uśmiechnęła się radośnie w odpowiedzi i pobiegła w stronę kącika dla dzieci. W stronę Holly. Mimo iż była prawie pewna, że jest czymś w rodzaju zjawy to przesunęła się odrobinę tak, aby rudowłosa na nią nie wpadła.
Dziewczynka usiadła przy stoliku i włożyła ołówek do ust najwyraźniej zastanawiając się co narysować. Po chwili patrzenia za okno zaczęła coś rysować w bloku. Ślizgonka uklękła przy dziewczynce i zauważyła, że na koszuli są wyszyte litery: Scatty Shadows. Imię zielonookiej.
Blondynka usiadła na stole patrząc to na Scatt to na kartkę na, której rysowała. Po chwili uczennica Hogwartu otworzyła szeroko oczy. Ruda nie narysowała jakiegoś drzewka czy domku, ale miecz lub sztylet. Było widać nawet takie detale jak na przykład odbicie czyjejś twarzy na ostrzu.
- Scathach! Chodź! Wracamy do domu – krzyknął ojciec Scatty.
Dziewczynka wstała od stolika i po chwili wahania wyrwała kartkę z rysunkiem z bloku i pobiegła w stronę wyjścia.
- Holly! Obudź się, na Merlina! - krzyczała Jackie do ucha przyjaciółki.
Ślizgonka uniosła głowę, spojrzała na Jacqueline i Meetrę. Pamiętała każdy szczegół swojej „wizji”. Pamiętała rudowłosą dziewczynkę o imieniu Scatty. Nie wiedzieć czemu uznała to za ważne. Bardzo ważne. Jakby to była osoba, która miałaby jej w czymś pomóc w przyszłości.
- Co? Co się stało? 
- Wpadłaś w taki jakby trans – powiedziała Puchonka.
- Zamyśliłam się, albo zasnęłam – odpowiedziała paryżanka przekonywującym tonem. Nie chciała mówić przyjaciółkom o tych snach, wizjach czy co to tam było.
Meetra nie wyglądała na przekonaną, ale kiwnęła głową i pociągnęła dziewczyny w stronę wyjścia ze sklepu. Przeszły przez ulicę i zatrzymały się na placu, który nagle opustoszał.
Nagle na placu zmaterializowały się trzy osoby. Jackie i Meetra wyjęły różdżki i skierowały w postacie. Czarnowłosa od razu ich rozpoznała. Śmierciożercy, a konkretnie Quentin Sheppard, Feny Mounty i Kleopatra Elizabeth Davis. Co oni do cholery robili w San Francisco? Może chcieli się zemścić za ostatnią wojnę? Ale dlaczego akurat teraz? Już miała coś powiedzieć, gdy poczuła, że trafia w nią jakieś zaklęcie, które odrzuciło ją parę metrów do tyłu.
- Hej! Zostaw ją! - krzyknęła Meetra i wepchnęła w ręce Holly esencję z dyptamu zdobytą w sklepie i zaczęła walczyć z Quentinem.
Holly złapała buteleczkę z eliksirem i schowała się za drzewem. Nie znała żadnych zaklęć ofensywnych jak i defensywnych. Mogła jedynie czekać i mieć nadzieje, że jej przyjaciółki wygrają.
W pewnej chwili dziewczyna instynktownie schyliła się i poczuła, że coś nad nią leci, a następnie wbija się w drzewo. Ślizgonka wyprostowała i spojrzała na drzewo w które wbity był ostry nóż. Francuzka spojrzała w inną stronę i zobaczyła, że parę metrów od niej stoi brązowowłosa dziewczyna z nożem w dłoni. Uśmiechnęła się wrednie i rzuciła się na blondynkę.
Ta nawet nie mogła się ruszyć. Już po paru sekundach leżała na ziemi z szeroko otwartymi oczami. Leżała na niej brązowowłosa i machała nożem przed twarzą. Miała taką minę jakby zastanawiała się jak może w jak najkrótszym czasie jak najboleśniej ją skrzywdzić.
- Jestem Kleopatra, a Ty? - spytała słodko przystawiając nóż do policzka Holly. 
- Nie twój interes – warknęła Holly próbując uderzyć ją w twarz ręką.
Davis od razu zauważyła ten ruch i złapała przeciwniczkę za rękę wolną dłonią i przejechała nożem po policzku dziewczyny. Po chwili Holly poczuła na policzku krople krwi. Jedna, druga, trzecia...Zrobiło jej się niedobrze, a na dodatek nieświadomie zaczęła płakać. Nienawidziła widoku krwi. Zamknęła oczy.
- Powiedz kim jesteś! - szepnęła Kleopatra przykładając broń do drugiego policzka dziewczyny. 
- Czemu chcesz to wiedzieć? - spytała piętnastolatka nie otwierając oczu.
- Mój nowy szef interesuje się tobą i twoją przyjaciółeczką o imieniu Jacqueline...Jeśli od razu wszystko mi powiesz...
Nagle obie usłyszały krzyki i przekleństwa. Kleopatra odwróciła głowę w tamtym kierunku na chwilę tracąc zainteresowanie swoją ofiarą. Ta chwila pozwoliła Holly przewrócić ciemnowłosą na ziemię i pobiec w stronę Meetry i Jackie.
Po chwili była już przy nich. Jackie cały czas kaszlała i rzucała złe spojrzenia nieprzytomnemu Quentinowi. Blondynka dotyka zranionego policzka i od razu cofa rękę. Nawet przy lekkim dotyku boli. Tylko nie zemdlej, Holly. Tylko nie zemdlej, myśli dziewczyna.
- Chyba powinnyśmy spadać – zaproponowała po chwili Holly. 
- Taa...Chyba masz rację – odparła Meetra i złapała przyjaciółki za ręce.
Zniknęły.

Kleopatra podbiegła do Feny i Quentina w chwili, gdy dziewczyny z Hogwartu znikały. Dziewczyna była wściekła zarówno na swoich znajomych jak i na siebie. Chciała pokazać Drake'owi czego się nauczyła przez te parę miesięcy w czasie, których pracowała jako morderca do wynajęcia. Była najlepsza w swoim fachu. W przypadku, gdy to mugol ją wynajmował nie zostawiała po sobie żadnych czarów. Użyła różdżki. Avada Kedavra i koniec. Parę tysięcy mugolskiej kasy zostaje u niej. Jednak, gdy to czarodzieje ją wynajmowali to zawsze popełniała jakiś błąd. Zostawiała odciski palców, aż w końcu zaczęła być ścigana przez Ministerstwo Magii i przez mugolską policję. Do tej pory nie udało im się jej złapać.
- Cholera! Musieliście dać im uciec!? - krzyknęła wściekła Kleopatra. 
- Skupiły się na Quentinie! Przedarły się przez jego Protego! - odpowiedziała spokojnie Feny. - Drake to zrozumie...
- Zrozumie?! Kobieto! Ja chciałam mu zaimponować swoimi umiejętnościami!  
- Chciałaś zaimponować dwunastolatkowi? Ty to musisz być zdesperowana, Kleo – odezwał się Quentin który najwyraźniej oprzytomniał.
- Ty się lepiej zamknij! - wrzasnęła Kleopatra i przymknęła oczy najwyraźniej próbując się uspokoić. 
- Może faktycznie nic już nie mów – powiedziała cicho Feny i pomogła Quentinowi wstać.
Gdy Kleopatra już się uspokoiła trójka byłych Śmierciożerców teleportowała się z powrotem do Dworu Malfoy'ów.

2 komentarze:

  1. Ale suuuuuper rozdział :D.

    Fajnie że jest tam Scatty :). Zastanawiam się czemu narysowała sztylet xD. Oby miała jakiś fajny udział tutaj :D.

    Pisz daleeeeej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie, świetnie :D Jak już ci mówiłam, fragment o Scatty mnie rozczulił :3 za to po zdaniu 'Sklep jest pomiędzy budynkami gdzie sprzedają lamy i wielbłądy', zastanawiałam się, czy wszystko w porządku z moimi oczami... xD
    Końcówka trochę gorsza, ale też nie bardzo.

    A, jeszcze jedno: rzucił mi się w oczy czas teraźniejszy... W dwóch zdaniach. Just... DON'T DO IT AGAIN, PLEASE. Oprócz tego dużo mniej błędów niż ostatnio :)

    OdpowiedzUsuń