Meetra
zaraz po dostaniu wiadomości od Jacqueline przyniesionej przez jej
patronusa zabrała przyjaciół do mieszkania Sary Black w San
Francisco. Na szczęście ani ona, ani Holly i Colin nie
rozszczepili się w czasie teleportacji.
Puchonka
nacisnęła klamkę drzwi mieszkania i z zaskoczeniem stwierdziła,
że są otwarte. Zmarszczyła brwi i weszła do środka. Stanęli w
małym korytarzu w mieszkaniu. Gryfon wciągnął głośno powietrze
do płuc.
- Na pewno dobrze
trafiliśmy? Śmierdzi wielbłądem – skomentował Miller.
Szarooka
i Holly parsknęły głośnym śmiechem. Trójka uczniów Hogwartu
wkroczyła do salonu. Koleżanka Jackie ze szpitala psychiatrycznego
była już przytomna i leżała teraz na kanapie oglądając wraz z
De Flacour oraz Venero jakieś dziwne romansidło w telewizji.
- Czy my jesteśmy
tutaj w ogóle potrzebni? - spytała po chwili Meetra patrząc po
dziewczynach oglądających film. - To takie romantyczne – powiedziała nagle Lily zupełnie ignorując pytanie Puchonki.
Trójka
uczniów Hogwartu spojrzała na telewizor i zmarszczyła brwi.
- Ten facet z
siekierą musi zabić swoją dziewczynę bo inaczej szef mafii go
zabije, a on mówi, że ją kocha, a potem odcina jej głowę –
powiedziała Lilianna. - To jest najlepsze horror/romans jaki w życiu oglądałem! - Jackie zaczęła płakać i przytuliła się do dziewczyny.
Lena
Everdeen widząc reakcje swojej najlepszej przyjaciółki ukryła
twarz w dłoniach, a po chwili zwróciła głowę w stronę Holly.
Jej wyraz twarzy mówił tylko jedną rzecz: „zabierzcie mnie
stąd”. Meetra stłumiła westchnienie, podeszła do Jacqueline i
zaczęła coś do niej mówić. Niestety Ślizgonka ignorowała ją i
uparcie patrzyła się w ekran telewizora.
Po
chwili Colin dołączył do Puchonki i próbował odciągnąć Jackie
od telewizora. Holly uśmiechnęła się i po chwili wahania weszła
w głąb mieszkania, aż weszła do małego pokoju. W pomieszczeniu
było jednoosobowe łóżko, duża szafa na ubrania i biurku na
którym leżał laptop. Na ścianach były porozwieszane różne
zdjęcia przedstawiające grupę osób. Z lekkim zaskoczeniem
stwierdziła, że rozpoznaje parę miejsc. Rozpoznała Wielką Salę,
błonia szkolne, korytarz na VII piętrze i Zakazany Las.
Ślizgonka
usiadła na łóżku i spojrzała w sufit. Zmarszczyła brwi. Sufit
także był cały w zdjęciach jednak nie z Hogwartu. Były to
zdjęcia Sary. Na paru zdjęciach dziewczyna zauważyła kobietę i
mężczyznę razem z panną Black. Pewnie to byli jej rodzice.
Nagle
usłyszała krzyki i jęki dochodzące z salonu. Wstała z łóżka i
pobiegła w tamtą stronę mając nadzieje, że nie stało się nic
złego i to tylko Jackie i Lily dramatyzują z powodu tego co się
działo w filmie.
Oczywiście
Holly się pomyliła. Gdy doszła do salonu wszyscy biegali wokół
kanapy pomagając Lenie której stan nagle się pogorszył. Meetra
klęła głośno. Niektóre słowa brzmiały tak zabawnie, że gdyby
nie sytuacja to Ślizgonka parsknęłaby śmiechem.
Po
chwili do salonu razem z wielkimi apteczkami wbiegły Lily i Sara. Po
krótkiej chwili obie stwierdziły, że nie mają dyptamu.
- Jak to nie macie
Dyptamu!? - krzyknął Colin. - Przecież to jest podstawowy
składnik eliksirów uzdrawiających!? - Skończył się! Dodajemy go do eliksirów, które robimy kiedy mamy kaca po imprezach. A w tym tygodniu trochę poimprezowałyśmy no i skończył się – mruknęła Lilianna.
Rana
znowu pojawiła się na ramieniu i na brzuchu Leny. Dziewczyna coraz
mocniej krwawiła.
- Szlag! Nic nie
zrobimy bez dyptamu – krzyknęła po dłuższej chwili Sara. - Wy
musicie iść po dyptam na plac.
Mówiąc
do wskazywała na Holly, Meetrę i Jackie.
- Ale gdzie mamy
szukać dyptamu? To nie jest Londyn, to nie jest Hogwart! To jest
San Francisco – powiedziała poddenerwowana Meetra. - Idźcie na najbliższy plac. Sklep ze składnikami do eliskirów prowadzi rodzina czarodziejów. Sklep jest pomiędzy budynkami gdzie sprzedają lamy i wielbłądy.
Dziewczyny
nie wiedziały czy uznać to za żart. Lilianna jednak szybko wróciła
do przeszukiwania apteczki. Meetra mruknęła coś pod nosem i
złapała dziewczyny za rękę. Teleportowały się i zniknęły.
Uczennice
Hogwartu pojawiły się na placu na szczęście nie wzbudzając
jakiejś ogromnej sensacji. Rozejrzały się i po chwili zauważyły
po drugiej stronie ulicy mały budynek obok którego stały dwa
budynki na których banerach reklamowych znajdował się ogromny
wielbłąd i ogromna lama.
- Czy jak już
zdobędziemy dyptam to będę mogła kupić sobie lamę? - spytała
głosem małego dziecka Jackie. - A nie wolisz wielbłąda?
- One śmierdzą i są za duże do pokoju w lochach – powiedziała Francuzka.
- Mówisz jak Colin – mruknęła Holly i ruszyła w stronę sklepu.
Gdy
weszły do środka blondynka od razu poczuła zapach przeróżnych
kwiatów i eliksirów. Meetra i Jackie podeszły do mężczyzny w
podeszłym wieku siedzącym za ladą, a w tym samym czasie młoda
paryżanka weszła między półki rozglądając się z zachwytem.
Po
paru minutach dotarła do kącika dla dzieci. Stał tu mały stolik
na którym był blok rysunkowy oraz kredki. Blondynka usiadła przy
stoliku i zaczęła przeglądać rysunki dzieci które kiedyś
odwiedziły ten sklep, gdy odpłynęła.
Holly
otworzyła oczy i rozejrzała się. Była w sklepie z eliksirami, ale
wyglądał on trochę inaczej. Wyglądał na nowszy. Tym razem była
pewna, że to nie żadne przywidzenia, fatamorgana czy coś
podobnego. To była wizja. Blondynka wstała od stolika i podeszła
do okna. Plac był pełny ludzi. Najwyraźniej trwał jakiś dzień
targowy. Jednak uwagę dziewczyny przykuła może dziesięcioletnia
ruda dziewczynka idąca wraz z ojcem w stronę sklepu w którym
właśnie była.
Weszli
do środka, a mężczyzna powiedział coś do dziewczynki. Ta
uśmiechnęła się radośnie w odpowiedzi i pobiegła w stronę
kącika dla dzieci. W stronę Holly. Mimo iż była prawie pewna, że
jest czymś w rodzaju zjawy to przesunęła się odrobinę tak, aby
rudowłosa na nią nie wpadła.
Dziewczynka
usiadła przy stoliku i włożyła ołówek do ust najwyraźniej
zastanawiając się co narysować. Po chwili patrzenia za okno
zaczęła coś rysować w bloku. Ślizgonka uklękła przy
dziewczynce i zauważyła, że na koszuli są wyszyte litery: Scatty
Shadows. Imię zielonookiej.
Blondynka
usiadła na stole patrząc to na Scatt to na kartkę na, której
rysowała. Po chwili uczennica Hogwartu otworzyła szeroko oczy. Ruda
nie narysowała jakiegoś drzewka czy domku, ale miecz lub sztylet.
Było widać nawet takie detale jak na przykład odbicie czyjejś
twarzy na ostrzu.
- Scathach!
Chodź! Wracamy do domu – krzyknął ojciec Scatty.
Dziewczynka
wstała od stolika i po chwili wahania wyrwała kartkę z rysunkiem z
bloku i pobiegła w stronę wyjścia.
- Holly! Obudź
się, na Merlina! - krzyczała Jackie do ucha przyjaciółki.
Ślizgonka
uniosła głowę, spojrzała na Jacqueline i Meetrę. Pamiętała
każdy szczegół swojej „wizji”. Pamiętała rudowłosą
dziewczynkę o imieniu Scatty. Nie wiedzieć czemu uznała to za
ważne. Bardzo ważne. Jakby to była osoba, która miałaby jej w
czymś pomóc w przyszłości.
- Co? Co się
stało? - Wpadłaś w taki jakby trans – powiedziała Puchonka.
- Zamyśliłam się, albo zasnęłam – odpowiedziała paryżanka przekonywującym tonem. Nie chciała mówić przyjaciółkom o tych snach, wizjach czy co to tam było.
Meetra
nie wyglądała na przekonaną, ale kiwnęła głową i pociągnęła
dziewczyny w stronę wyjścia ze sklepu. Przeszły przez ulicę i
zatrzymały się na placu, który nagle opustoszał.
Nagle
na placu zmaterializowały się trzy osoby. Jackie i Meetra wyjęły
różdżki i skierowały w postacie. Czarnowłosa od razu ich
rozpoznała. Śmierciożercy, a konkretnie Quentin Sheppard, Feny
Mounty i Kleopatra Elizabeth Davis. Co oni do cholery robili w San
Francisco? Może chcieli się zemścić za ostatnią wojnę? Ale
dlaczego akurat teraz? Już miała coś powiedzieć, gdy poczuła, że
trafia w nią jakieś zaklęcie, które odrzuciło ją parę metrów
do tyłu.
- Hej! Zostaw ją!
- krzyknęła Meetra i wepchnęła w ręce Holly esencję z dyptamu
zdobytą w sklepie i zaczęła walczyć z Quentinem.
Holly
złapała buteleczkę z eliksirem i schowała się za drzewem. Nie
znała żadnych zaklęć ofensywnych jak i defensywnych. Mogła
jedynie czekać i mieć nadzieje, że jej przyjaciółki wygrają.
W
pewnej chwili dziewczyna instynktownie schyliła się i poczuła, że
coś nad nią leci, a następnie wbija się w drzewo. Ślizgonka
wyprostowała i spojrzała na drzewo w które wbity był ostry nóż.
Francuzka spojrzała w inną stronę i zobaczyła, że parę metrów
od niej stoi brązowowłosa dziewczyna z nożem w dłoni. Uśmiechnęła
się wrednie i rzuciła się na blondynkę.
Ta
nawet nie mogła się ruszyć. Już po paru sekundach leżała na
ziemi z szeroko otwartymi oczami. Leżała na niej brązowowłosa i
machała nożem przed twarzą. Miała taką minę jakby zastanawiała
się jak może w jak najkrótszym czasie jak najboleśniej ją
skrzywdzić.
- Jestem Kleopatra,
a Ty? - spytała słodko przystawiając nóż do policzka Holly. - Nie twój interes – warknęła Holly próbując uderzyć ją w twarz ręką.
Davis
od razu zauważyła ten ruch i złapała przeciwniczkę za rękę
wolną dłonią i przejechała nożem po policzku dziewczyny. Po
chwili Holly poczuła na policzku krople krwi. Jedna, druga,
trzecia...Zrobiło jej się niedobrze, a na dodatek nieświadomie
zaczęła płakać. Nienawidziła widoku krwi. Zamknęła oczy.
- Powiedz kim
jesteś! - szepnęła Kleopatra przykładając broń do drugiego
policzka dziewczyny. - Czemu chcesz to wiedzieć? - spytała piętnastolatka nie otwierając oczu.
- Mój nowy szef interesuje się tobą i twoją przyjaciółeczką o imieniu Jacqueline...Jeśli od razu wszystko mi powiesz...
Nagle
obie usłyszały krzyki i przekleństwa. Kleopatra odwróciła głowę
w tamtym kierunku na chwilę tracąc zainteresowanie swoją ofiarą.
Ta chwila pozwoliła Holly przewrócić ciemnowłosą na ziemię i
pobiec w stronę Meetry i Jackie.
Po
chwili była już przy nich. Jackie cały czas kaszlała i rzucała
złe spojrzenia nieprzytomnemu Quentinowi. Blondynka dotyka
zranionego policzka i od razu cofa rękę. Nawet przy lekkim dotyku
boli. Tylko nie zemdlej, Holly. Tylko nie zemdlej, myśli
dziewczyna.
- Chyba powinnyśmy
spadać – zaproponowała po chwili Holly. - Taa...Chyba masz rację – odparła Meetra i złapała przyjaciółki za ręce.
Zniknęły.
Kleopatra
podbiegła do Feny i Quentina w chwili, gdy dziewczyny z Hogwartu
znikały. Dziewczyna była wściekła zarówno na swoich znajomych
jak i na siebie. Chciała pokazać Drake'owi czego się nauczyła
przez te parę miesięcy w czasie, których pracowała jako morderca
do wynajęcia. Była najlepsza w swoim fachu. W przypadku, gdy to
mugol ją wynajmował nie zostawiała po sobie żadnych czarów.
Użyła różdżki. Avada Kedavra i koniec. Parę tysięcy mugolskiej
kasy zostaje u niej. Jednak, gdy to czarodzieje ją wynajmowali to
zawsze popełniała jakiś błąd. Zostawiała odciski palców, aż w
końcu zaczęła być ścigana przez Ministerstwo Magii i przez
mugolską policję. Do tej pory nie udało im się jej złapać.
- Cholera!
Musieliście dać im uciec!? - krzyknęła wściekła Kleopatra. - Skupiły się na Quentinie! Przedarły się przez jego Protego! - odpowiedziała spokojnie Feny. - Drake to zrozumie...
- Zrozumie?! Kobieto! Ja chciałam mu zaimponować swoimi umiejętnościami!
- Chciałaś zaimponować dwunastolatkowi? Ty to musisz być zdesperowana, Kleo – odezwał się Quentin który najwyraźniej oprzytomniał.
- Ty się lepiej zamknij! - wrzasnęła Kleopatra i przymknęła oczy najwyraźniej próbując się uspokoić.
- Może faktycznie nic już nie mów – powiedziała cicho Feny i pomogła Quentinowi wstać.
Gdy
Kleopatra już się uspokoiła trójka byłych Śmierciożerców
teleportowała się z powrotem do Dworu Malfoy'ów.
Ale suuuuuper rozdział :D.
OdpowiedzUsuńFajnie że jest tam Scatty :). Zastanawiam się czemu narysowała sztylet xD. Oby miała jakiś fajny udział tutaj :D.
Pisz daleeeeej ;)
Świetnie, świetnie :D Jak już ci mówiłam, fragment o Scatty mnie rozczulił :3 za to po zdaniu 'Sklep jest pomiędzy budynkami gdzie sprzedają lamy i wielbłądy', zastanawiałam się, czy wszystko w porządku z moimi oczami... xD
OdpowiedzUsuńKońcówka trochę gorsza, ale też nie bardzo.
A, jeszcze jedno: rzucił mi się w oczy czas teraźniejszy... W dwóch zdaniach. Just... DON'T DO IT AGAIN, PLEASE. Oprócz tego dużo mniej błędów niż ostatnio :)