Colin,
Meetra i Holly po jakimś czasie dotarli do ruin małego domku w
Zakazanym Lesie. Młoda Puchonka często przechodziła tędy poza
granicę Hogwartu, aby dostać się do Hogsmeade lub na ul. Pokątną
w czasie roku szkolnego. Z tego co się orientowała nie tylko ona
używała tego przejścia. Przez parę ostatnich lat duża część
uczniów tej szkoły chodziła tędy do Hogsmeade.
Gdy
szarooka rozmyślała o przejściu, Holly robiła zupełnie coś
innego. Próbowała przekonać Colina, że w łamaniu regulaminu
szkolnego nie ma nic złego i że sama robiła to dziesiątki razy.
- Raz na przykład
jak byłam mała pobiłem chłopaka ze swojej klasy, ponieważ
nazwał mnie Wiedźmą – mówiła Ślizgonka.
To
było jeszcze w czasach, gdy chodziła do mugolskiej szkoły w
Londynie i po podpaleniu dywanu. Od tamtej pory minęło wiele czasu
i wiele się wydarzyło, ale dziewczyna nadal czuła ukłucie bólu,
które poczuła, gdy była mała.
- Pobiłaś
chłopaka? - Colin najwyraźniej w to nie wierzył. - Tak. Zasłużył na to – odparła Holly. - Ty się nigdy nie biłeś? Na przykład, żeby komuś zaimponować?
- Nie. Walki są poniżej mojego poziomu – odpowiedział. - A dlaczego nazwał cię Wiedźmą?
- Jak byłam mała to podpaliłam dywan w szkolnej klasie. Dopóki rodzice nie zabrali mnie ze szkoły dzieci i nauczyciele mówili, że jestem Wiedźmą/Czarownicą. Nienawidziłam ich za to.
Gryfon
tylko kiwnął głową i spuścił wzrok. Zielonooka zauważyła, że
w ogóle się nie uśmiechnął, nic nie powiedział więc doszła do
wniosku, że sam przeżył podobną sytuację w dzieciństwie.
Czekała przez chwilę mając nadzieje, że coś o tym opowie, ale
nic nie powiedział. Powie jak będziecie gotowy. Jak mi zaufa,
pomyślała Ślizgonka i przyśpieszyła kroku.
- Wow –
powiedziała nagle Meetra zatrzymując się. - Co jest? - spytał Colin podchodząc bliżej.
- Tu jest dziura...Dziwne! Wcześniej jej tu nie było – powiedziała. - Ostrożnie!
Po
tych słowach szarooka przeskoczyła dziurę długą na prawie 2,5
metra. Colin rozpędził się i także przeskoczył. Holly zaś
spojrzała nieprzekonana na dziurę.
- Może jest inna
droga? Jakiś most czy coś? - spytała z nadzieją. - Daj spokój! Skacz – rzuciła Meetra.
Ślizgonka
mruknęła coś pod nosem i rozpędziła się i skoczyła. Nie
doskoczyła. Zabrakło paru centymetrów, ale nie spadła. Ktoś
złapał ją za ręce. Podniosła wzrok i uśmiechnęła się. Colin
ją złapał. Po chwili była już przy przyjaciołach. Zaczerwieniła
się lekko i czekała, aż brązowowłosa coś powie, ale ona tylko
złapała Colina za rękę, a ten zaś złapał za rękę Holly. Zniknęli.
Przez okno do małego wynajętego pokoju w Londynie wpadało światło księżyca. Na łóżku wierciła się niewysoka blondynka o imieniu Feny. Najwyraźniej śnił się jej jakiś koszmar, ponieważ po chwili obudziła się z krzykiem. Po policzkach spływały łzy. Dziewczyna usiadła na łóżku opierając się o poduszki i nerwowo podciągnęła rękaw koszuli pod którą miała Mroczny Znak. Pamiątkę z czasów ostatniej wojny czarodziejów. Była po stronie Czarnego Pana. Nawet teraz nie żałowała decyzji, którą podjęła przed wojną. Gdyby teraz Voldemort powrócił, ona dzielnie stanęłaby u jego boku i z radością rozpoczęła nową wojnę.
Nagle była Śmierciożerczyni poczuła ból. Spojrzała na Mroczny Znak, zmarszczyła brwi, a potem wydęła z siebie cichy jęk. Wąż na jej ręce zaczął się poruszać. A to oznaczało tylko jedno. Ktoś chce się spotkać z resztkami armii Czarnego Pana.
Już parę minut po tym wydarzeniu Feny stała już przed Dworem Malfoy'ów. Budynek był kiedyś siedzibą Śmierciożerców. Teraz był tylko rozpadającym się domem. Od zakończenia wojny dziewczyna zastanawiała się dlaczego Draco nie wrócił do tego domu. Złe wspomnienia? Tego nie wiedziała. Od marca nie kontaktowała się z nikim kogo znała z czasów szkolnych. Jedynie od czasu do czasu dostała listy od Kleopatry. No tak...Spotkania ze starymi znajomymi Feny bała się najbardziej. Z tego co wiedziała wszyscy poszli w swoją stronę.
Kleopatra, która tak lubiła torturować ludzi stała się mordercą do wynajęcia. Poszukiwała jej zarówno policja mugolska jak i czarodziejska. Żadnej nie udało się jej złapać.
Był jeszcze Quentin Sheppard i Courtney DiLaurentis...Quentin mimo iż był zakochany w Feny wyjechał i słuch po nim zaginął. Mimo wszystko blondynka cały czas miała nadzieje, że Sheppard wróci do niej. Feny nie znała Courtney jakoś dobrze, ponieważ dołączyła do nich dosyć późno. Dołączyła w momencie, gdy byli już na przegranej pozycji. Po chwili wahania dziewczyna pchnęła bramę i ruszyła w stronę drzwi do dworu.
Nagle była Śmierciożerczyni poczuła ból. Spojrzała na Mroczny Znak, zmarszczyła brwi, a potem wydęła z siebie cichy jęk. Wąż na jej ręce zaczął się poruszać. A to oznaczało tylko jedno. Ktoś chce się spotkać z resztkami armii Czarnego Pana.
Już parę minut po tym wydarzeniu Feny stała już przed Dworem Malfoy'ów. Budynek był kiedyś siedzibą Śmierciożerców. Teraz był tylko rozpadającym się domem. Od zakończenia wojny dziewczyna zastanawiała się dlaczego Draco nie wrócił do tego domu. Złe wspomnienia? Tego nie wiedziała. Od marca nie kontaktowała się z nikim kogo znała z czasów szkolnych. Jedynie od czasu do czasu dostała listy od Kleopatry. No tak...Spotkania ze starymi znajomymi Feny bała się najbardziej. Z tego co wiedziała wszyscy poszli w swoją stronę.
Kleopatra, która tak lubiła torturować ludzi stała się mordercą do wynajęcia. Poszukiwała jej zarówno policja mugolska jak i czarodziejska. Żadnej nie udało się jej złapać.
Był jeszcze Quentin Sheppard i Courtney DiLaurentis...Quentin mimo iż był zakochany w Feny wyjechał i słuch po nim zaginął. Mimo wszystko blondynka cały czas miała nadzieje, że Sheppard wróci do niej. Feny nie znała Courtney jakoś dobrze, ponieważ dołączyła do nich dosyć późno. Dołączyła w momencie, gdy byli już na przegranej pozycji. Po chwili wahania dziewczyna pchnęła bramę i ruszyła w stronę drzwi do dworu.
Trójka
uczniów Hogwartu pojawiła się pod Nicolaus Sanitarium. A raczej
tym co z niego zostało. Pod szpitalem psychiatrycznym stało pięć
karetek, dwa razy tyle taksówek i parę wozów strażackich. Po
całej posesji plątali się lekarze, psycholodzy i sanitariusze
pomagający sprawdzać stan pacjentów i przewożąc ich do innego
ośrodka. Zaś resztki budynku... Z Nicolaus Sanitarium zostało
tylko parę ścian. Wszystko inne się spaliło.
Holly
wydała z siebie cichy jęk przerażania.. Czyżby ten szpital
podpaliła, Jackie? Nie. To nie było możliwe. Jackie jaką ona
znała nie podpaliła by budynku, ani nie zaryzykowała życia tych
wszystkich ludzi. Dziewczyna poczuła, że zaczyna płakać. Zaczęła
szukać chusteczek w kieszeniach spodni. Nie znalazła. Po chwili
poczuła, że ktoś ją przytula. Spojrzała w górę i głowę
Colina. Nie patrzył na nią, tylko patrzył na zgliszcza Nicolaus
Sanitarium. Wpatrywał się w jeden punkt pustym wzrokiem. Ślizgonka
powoli zaczęła się uspokajać i odsunęła się od Gryfona. To
wyrwało go z zamyślenia.
W
tym samym czasie Meetra rozmawiała z różnymi ludźmi próbując
dowiedzieć się czegoś na temat pożaru. Jednak jedyne czego się
dowiedziała to to, że pożar wybuchł w pokoju numer 476 i nikt nie
wie dlaczego. Nie znaleziono, ani kropli krwi, żadnej zapalniczki,
ani nic co mogłoby posłużyć za dowód w sprawie podpalenia. Więc
nie ma innego wytłumaczenia. To była magia. Ale kto mógłby
podpalić ten szpital? Śmierciożercy? Przecież oni zniknęli już
dawno, myślała dziewczyna. Po chwili szarooka wróciła do
Colina i Holly by powiedzieć im o tym czego się dowiedziała.
Ślizgonka
nie mogła uwierzyć w to co mówiła Meetra. Że niby to ktoś kto
używał magii odpalił ten szpital? Dziewczyna nie wiedziała nic o
żadnych Śmierciożercach, ale wiedziała jedno. Nie podobała jej się nazwa tej organizacji.
Jackie
weszła za Sarą do jej mieszkanie. Było małe to fakt, ale także
przytulne i dziewczyna od razu poczuła się luźniej. Poczuła się
jak w domu. Zerknęła na dziewczynę z którą tu przyszła. Nie do
końca wiedziała czy może ufać Sarze, ale musiała zaryzykować.
Dla dobra Leny. Po chwili obie weszły do salonu. Magiczne nosze
wyczarowane przez pannę Black zniknęły, a nieprzytomna Everdeen
leżała na kanapie. Przy byłej pacjentce szpitala psychiatrycznego
klęczała ciemnowłosa kobieta wlewając do ust Leny Eliksir
Usypiający.
Ślizgonka
przyjrzała się ciemnowłosej uważniej i cofnęła się. Tą
kobietą była Lilianna Venero!
- Na Merlina! Co Ty
tu robisz!? - krzyknęła Jacqueline. - Mi też miło cię widzieć, De Flacour! Sar pójdziesz po apteczkę? Muszę opatrzyć...
- Lenę – dokończyła Francuzka.
Blondynka
zniknęła za drzwiami pozostawiając dziewczyny same.
- No to skąd się
tu wzięłyście? - spytała po chwili Lily. - Ja...Teleportowałam nas tutaj. Niechcący oczywiście!
- Jak można niechcący teleportować się do San Francisco?
- Że niby gdzie?! - głos czarnookiej się załamał.
- Jesteś w USA. W mieście zwanym San Francisco – powtórzyła wyraźnie Lilianna. - No, a gdzie jest cała reszta? Też wpadną w odwiedziny?
Dopiero
teraz Jackie za orientowała się, że Lily nic nie wie o tym co się
stało parę miesięcy po wojnie. Nie wiedziała nic, a uczennica
Hogwartu czuła się za obowiązana powiedzieć jej co się stało z
jej znajomymi. Usta dziewczyny zadrżały.
- Oni...Oni nie
żyją. - Co? - Lily podniosła gwałtownie głowę.
- Oliver, Draco, Rose, Damon, Shira, Scatty...Wszyscy nie żyją – odparła.
- Jak? - spytała Venero cicho.
- Nie mogę powiedzieć. Obiecuję, że gdy się dowiem to ci powiem, ale Ja...Ja sama nie wiem jak zginęli i dlaczego.
Mimo
że minęło tak wiele tygodni od tego wydarzenia i dziewczyna
pogodziła się ze śmiercią przyjaciół Jacqueline poczuła, że
samotna łza spływa po jej policzku. Wytarła ją szybko i
wyprostowała się. Wtedy do pokoju wróciła Sara z apteczką pełną
mugolskich leków i magicznych eliksirów. Jackie wyszła szybko z
salonu. Nie chciała tam być w chwili, gdy Sara i Lily będą leczyć
Lenę, a po za tym miała wiadomość do przekazania.
Feny
weszła do pomieszczenia, które kiedyś było salonem. Zmarszczyła
brwi widząc prawie 2/3 Śmierciożerców z którymi współpracowała
w czasie wojny. Po chwili dostrzegła Kleopatrę, Courtney
oraz Quentina. Serce dziewczyny zabiło szybciej. Nie widzieli się
od zakończenia wojny. Wszyscy poszli w swoją stronę zapominając o
wszystkim co ich łączyła. Dziewczyna rozejrzała się po
pomieszczeniu.
Wyglądało
prawie tak samo jak rok temu jednak było tu zdecydowanie więcej
kurzu. Ktoś przeniósł także do tego miejsca długi stół przy
którym zazwyczaj siedzieli Śmierciożercy w czasie zebrań
zwoływanych przez Voldemort.
Dopiero
po paru minutach blondynka zauważyła, że w pokoju nie są tylko
byłych zwolenników Czarnego Pana. Po drugiej stronie salonu stało
piętnaście postaci szepczących ze sobą postaci. Swoją uwagę
poświęcali tylko jednej osobie – dwunastoletniemu chłopcu
siedzącemu przy stole. Przyjrzała mu się. Wyglądał jak dzieciak
z horroru. Czarne włosy, czarne oczy, wyraźne rysy twarzy i
spojrzenie mówiące „jeśli się sprzeciwisz, zginiesz”. Oprócz
tego dzieciak miał na sobie czarną szatę przez którą roztaczał
wokół siebie aurę niepokoju.
Chłopiec
zauważył, że Feny na niego patrzy i uśmiechnął się do niej
dziwnie. Dziewczyna wyprostowała się i zaczęła krążyć między
byłymi sługami Tego – Którego – Imienia – Nie – Wolno –
Wymawiać. Blondynka po krótkiej rozmowie z jakimś starym znajomym
dowiedziała się jak nazywała się chłopiec: Drake. Przydatna
informacja.
Po
chwili czarnowłosy dwunastolatek wstał od stołu. Wszystkie rozmowy
w salonie ucichły. Mounty była pod wrażeniem. Zaledwie jednym
gestem spowodował, że wszystkie rozmowy ucichły. Czegoś takiego
nie umiał nawet Czarny Pan. Wszyscy usiedli przy stole.
- Czy któreś z
was wie dlaczego was wezwałem? - spytał chłopiec.
Nikt
się nie odezwał. Tchórze. Nic dziwnego, że nie wygraliśmy
ostatniej wojny, pomyślała Feny. Skoro nikt inny nie chciał
nic powiedzieć sama się odezwała.
- Sądzę, że
zostaliśmy do czegoś wybrani – powiedziała blondynka. - Bardzo dobrze, panno Mounty – powiedział Drake. - Wy jako...Jak mam was nazywać? Śmierciożercami? Upadłymi Śmierciożercami?
- Szczątkami Śmierciożerców – powiedziała nagle Courtney.
Byli
zwolennicy Czarnego Pana zgodzili się na to skinieniami głowy.
- Niech więc tak
będzie. Będziecie Szczątkami – odparł chłopiec. - Kiedyś
bano się was, mogliście ukarać każdą osobę która na was
krzywo spojrzała. Czym jesteście teraz? Bez Toma Riddle? Jesteście
niczym. Jesteście zwykłymi czarodziejami. Jednak mam dla was
propozycję nie do odrzucenia. Możecie znowu panować nad światem.
Wszyscy
spojrzeli na niego z zaskoczeniem. Dwunastolatek proponował im próbę
przejęcia kontroli nad światem czarodziei? Jeszcze parę miesięcy
temu nikt by się na to nie zgodził przez Zakon Feniksa. Zakon był
jednak teraz rozbity o czym Feny dowiedziała się dopiero niedawno.
Po prostu pewnego dnia zniknęła połowa członków tej organizacji.
- Mamy podlegać
dwunastoletniemu bachorowi? - powiedział nagle jakiś
Śmierciożerca. - Po pierwsze: nie jestem bachorem. Po drugie: nie będziecie podlegać mnie, ale komuś o wiele potężniejszemu.
Drake
klasnął trzykrotnie. Feny złapała się za głowę tak jak
większość Śmierciożerców. Poczuła niewyobrażalny ból. Po
chwili zobaczyła w swojej głowy różne sceny. Widziała siebie -
Bezpieczną, dumną, kochaną i będącą na wysokim stanowisku Feny
Mounty. Po paru minutach ból zniknął.
- Co...co to było?
- spytał Quentin. - Przyszłość, która może się spełnić jeśli do mnie dołączysz.
Sheppard
rzucił Feny krótkie spojrzenie, a potem znowu zerknął na Drake.
Blondynka wiedziała już co widziało każde z nich. Swoją
przyszłość.
- Czy chcecie do
mnie dołączyć? Czy chcecie znowu poznać smak wielkości?! -
krzyknął dwunastolatek.
Wszyscy
wstali od stołu kiwając głowami. Jeśli to co zobaczyło każde z
nich miało się naprawdę spełnić musieli się zgodzić.
Fabuła fenomenalna i trzymająca w napięciu, to ci trzeba przyznać ;)
OdpowiedzUsuńAle... Tak, jest ale. Błędy (może się czepiam, ale chyba już tak mam xD). Trochę powtórzeń, ale nie więcej niż zwykle, literówki i przecinki. A, i imię 'Drake' raczej się odmienia. Chyba, że to było celowe, to spoko.
Jakbyś chciał, to ja zawsze jestem chętna do korekty. Wystarczy słówko :D
Na początku podchodziłem dosyć sceptycznie do postaci Holly. Trochę nie chciało mi się wierzyć, że piętnastolatka dostała tak późno list, ale teraz przekonałem się do niej.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe połączenie postaci z pw razem z własną kreację, naprawdę duży szacun.
I najważniejsze: DRAKE!! Tak początkowo miał się nazywać mój Alex. Tak więc trzymam za niego kciuki, oby dokopał zakonowi i reszcie.
Od jakiegoś czasu czytam bloga i postanowiłam zostawić komentarzyk ;)
OdpowiedzUsuńOgólnie mi się baaaardzo podoba :D. Jestem ciekawa kim będzie ten ktoś o wiele potężniejszy od samego voldka :). I ten Drake mnie trochę zdziwił, bo taki mały :D.
Czekam na więcej ^^